Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1119
BLOG

Zdjęcia nie będzie, czyli jeszcze o znakach

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 22
      Wracaliśmy rano z kościoła, patrzymy, a tu na trawniku, pod drzewem, pod samym domem leży biało-czerwona flaga, taka jaką przez ostatnie dwa tygodnie przyczepiali do szyb samochodów nasi futbolowi patrioci. Widok tej chorągiewki, takiej brudnej, zmiętoszonej i znienawidzonej, zrobił na mnie takie wrażenie, że popędziłem do domu po aparat, z myślą taką, że zrobię jej zdjęcie, napisze o tym tekst i go właśnie tym zdjęciem zilustruję. Zdjęciem tej nikomu już dziś niepotrzebnej biało-czerwonej flagi.
 
      Kiedy wychodziłem ponownie z domu, wpadłem akurat na jakiegoś pana z małą dziewczynką, która niosła tę właśnie chorągiewkę, a jej ojciec – bo to był niewątpliwie ojciec – mówił do niej „Przyjdziemy do domu, to ją wypierzemy. Żeby była czysta”.
 
      W niedawnym swoim tu tekście pisałem o tych mistrzostwach i o całej tej histerii, która została w sposób tak oczywiście przemyślany wykreowana wyłącznie po to, by nam choć na parę tygodni odebrać rozum, a serca przerobić na gulasz, że aż głupio ów czarny projekt dłużej analizować. Pisałem o tej agresji, a jednocześnie bardzo jasno sugerowałem, że ktoś kto dobrze życzy Polsce, nie ma absolutnie żadnego innego wyjścia, jak liczyć wyłącznie na to, że polska reprezentacja zakończy swój udział w tych mistrzostwach jak najszybciej i to w sposób jak najbardziej upokarzający. Dlaczego? Dlatego, że od czasu jak w tym całym przerażającym pakiecie, skradziono nam również i nasz patriotyzm, jedynym sposobem na to, by go odzyskać, jest wykazanie, że jemu tam gdzie on dziś się znajduje, jest niezwykle źle. Że on tam cierpi i gnije. Jak ta, symboliczna niewątpliwie dziś już, samochodowa chorągiewka, wciśnięta gdzieś w odruchu zimnej wściekłości pod to drzewo.
 
      Ale nie tylko o to chodzi. Nie tylko o to, że nie ma absolutnie takiej możliwości, by – życząc dobrze Polsce – przebywać w tym samym sektorze, co Bronisław Komorowski z Grzegorzem Lato. To jest jednoznaczne i oczywiste. Jednak nie tylko o to chodzi, i nie o to przede wszystkim. Jak niektórzy zdążyli się zorientować, wczoraj zmarł generał Sławomir Petelicki. Zakładam, że jeśli ktoś już czyta ten tekst, to z całą pewnością nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień co do tego, czym ta śmierć jest, i co ona dla nas może oznaczać. A więc słowa więcej na ten temat, zwłaszcza że ani ja, ani nikt, poza może osobami najbardziej zainteresowanymi, nie mamy pojęcia, co się tak naprawdę stało. Jest jednak coś co powiedzieć należy – nieco obok samej tej śmierci – bo w sytuacji kiedy pozostają nam już tylko znaki, nie wolno nam pod żadnym pozorem tracić czujności. Wczoraj zmarł gen. Petelicki, dziś to dziecko podniosło z ziemi polską flagę, aby ją wyczyścić i w pewnym sensie odkupić. Oto dwa zdarzenia, niemal równie znaczące, a jednak skazane na wieczną niepamięć. Dlaczego? Dlatego, że to co się liczy, to zaledwie to zawiedzione pragnienie, by polscy piłkarze wygrali. By polscy piłkarze wygrali, i w ten sposób załatwili nam to wszystko, czego ani sami nie jesteśmy w stanie sobie załatwić, ani tak naprawdę nie mamy głowy do tego, by o tym myśleć. Bo jedyne co jesteśmy w stanie z siebie wydusić, to reakcja na bodziec.
 
      Zmarł gen. Petelicki, i fakt jest taki, że nie ma dziś dla nas żadnego znaczenia, czy ta śmierć była wynikiem samobójstwa, czy wypadku, czy zabójstwa. To co się liczy, to fakt, że on zmarł, a w reakcji na tę śmierć nie podniosło się nawet jedno westchnienie. Dlaczego? Bo wszyscy zostaliśmy tak zaprogramowani, by coś tak nieistotnego jak śmierć jakiegoś Petelickiego nie miała dla nas najmniejszego znaczenia. By w sytuacji, kiedy zdarzy się coś naprawdę znaczącego dla nas i dla Kraju, nasze myśli i serca były skoncentrowane na czymś innym. Czymkolwiek, byle nie tym co ważne.
 
      Rozglądam się troszeczkę po okolicy i widzę, że większość z nas, jeśli już zauważyła tę tragedię, zajmuje się wyłącznie albo dociekaniem, kto i za co Petelickiego zabił, albo tym by dowieść, że za tą śmiercią stoją wyłącznie jakieś rodzinno-biznesowe interesy. A ja powtarzam. To nie ma żadnego znaczenia. Dziś to jest kompletnie nieistotne. W końcu, cóż może na nas zrobić wrażenie od tego strasznego doświadczenia, jakiego byliśmy bezradnymi świadkami tamtego sobotniego poranka? To co się dziś liczy, to to że ta śmierć pokazała nam, najbardziej jak tylko to jest tylko możliwe dobitnie, jak wygląda i jak potrafi być skuteczne umiejętne odwracanie uwagi. I jeszcze coś. Jak ciężkim grzechem jest beztroska, którą tak się szczycimy.
 

      Zaglądam na stronę internetową stacji telewizyjnej TVN24. Wiadomość o śmierci gen. Petelickiego znajduje się na piętnastej pozycji. Wyżej jest tylko i wyłącznie futbol. I oczywiście nie ma ani słowa ani o tej porzuconej przez któregoś z zawiedzionych patriotów chorągiewce, ani o tym dziecku, które ją podniosło i zabrało do domu, by ją umyć z tego zła. A ja mam nadzieję, że, tak czy inaczej, to ona zwycięży. Co tam – myślę? Jestem tego pewien. To ona zwycięży, a nie jakiś Smuda i banda gangsterów z firmy pod nazwą UEFA. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka