Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2239
BLOG

O niespodziankach przykrych i niemiłych

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 11
       Przyznać muszę, że bloger Lestat, choć ani mi brat ani swat, osobiście, a i też politycznie, był przeze mnie zawsze traktowany bardzo poważnie. Czemu tak? Powiem szczerze, że nie pamiętam dokładnie, natomiast wiem, że poszło o jakieś jego teksty. I tu znów, nie wiem, które, nie umiem nawet powiedzieć, o czym, ale zapamiętałem z nich pewien rodzaj emocjonalnego napięcia, które mi się spodobało, i od razu pomyślałem sobie, że ów Lestat to musi być poważny człowiek o poważnym podejściu do świata.
       No i jeszcze coś. Któregoś dnia przeczytałem tekst, w którym ów Lestat opisał śmierć pewnego dziecka i zrobił to w tak poruszający sposób, że aż mi spadła czapka z głowy. Co więcej, latem zeszłego roku on ten swój tekst opublikował raz jeszcze, a na czyjąś uwagę, że się powtarza, odpowiedział z dumnie podniesioną głową, że jak idzie o to dziecko, on się już zawsze będzie powtarzał. I ten rodzaj determinacji też mi zaimponował.
       Poza tym, z Lestatem nie miałem nigdy nic do czynienia, pomijając może to, że on czasem coś u mnie skomentował, od niechcenia i raczej nieprzyjaźnie. Ale, co mi tam? Chce, niech pisze. Tak jak ja – chciałem go jakoś zapamiętać, to napisałem o nim króciutką notkę w swoim Elementarzu. Proszę posłuchać:
     
Lestat – Bloger chyba z Pomorza. Moim zdaniem jeden z najwybitniejszych. Człowiek o poglądach mi w dużym stopniu obcych, niemniej o wrażliwości wręcz porażającej. No i fantastyczne pióro. Kilka jego tekstów to publicystyka, na jaką ja nawet nie mogę liczyć. Mam nadzieję, że się szanujemy.
     
      No pewnie, że trochę przesadziłem, ale na tym to przecież wszystko polega. Kiedy kogoś chwalimy, powinniśmy to robić tak, by to było widoczne… no i w przeciwną stronę, podobnie.
      No i proszę sobie wyobrazić, że Lestat, po wielu miesiącach naszego niespotykania się, zawitał do mnie i skomentował zamieszczony tu fragment mojej nowej książki. Najlepiej by było, gdyby kto ma ochotę, ten jego komentarz przeczytał, jednak ponieważ sam autor go wstydliwie usunął, zmuszony jestem opowiedzieć. Otóż ja w swoim tekście napisałem, że kiedy byłem bardzo małym dzieckiem, w pewnym kupionym mi przez moją mamę magazynie, przeczytałem krótkie opowiadanie Roalda Dahla zatytułowane „Człowiek z Południa”. No i na to właśnie zjawił się Lestat i w sposób bardzo zabawny i jednocześnie szyderczy zarzucił mi, że fantazjuję, bo opowiadanie to pojawiło się w Polsce w druku dopiero w roku 1974.
      Ponieważ dokładnie w tym samym momencie, to samo zrobił mój kumpel Kazef, tyle że już na moim osobistym blogu i w tonie poważnym, pomyślałem sobie, że wszystko musiało się odbyć w sposób następujący. Lestat – podobnie zresztą jak Kazef –  przeczytał moją notkę, i pomyślał sobie: „Ho, ho! Ciekawe, kto to ten Dahl? I ciekawe, co to za historia?” Pomyślał, a potem zrobił to, co zrobiłoby wielu, a mianowicie sobie to nazwisko i ten tytuł wyguglował. Następnie krzyknął „O! Tu cię mam, urwipołciu!” i to co znalazł, przekleił do adresowanego do mnie. Komentarza. Żeby wszyscy widzieli, że na moje bajki mogą się nabierać tylko ludzie literacko niewykształceni.
     Zrobiła się drobna awantura, w ramach której Lestat powiedział, że przecież on nie twierdził, że ja na sto procent kłamałem, że przecież on użył słowa „chyba”, a następnie uniósł się honorem i wszystkie swoje komentarze z mojego bloga usunął. O co więc pretensje? Otóż pretensji nie ma. Mogłyby one oczywiście się pojawić, o to na przykład, że zamiast zwyczajnie powiedzieć „przepraszam” i się zamknąć, nasz Lestat postanowił do końca już pyskować, i w dodatku wszystkich dookoła jeszcze atakować. Ale jak mówię – pretensji nie ma. Nie ma ich, bo nie ma do kogo się z nimi zwracać. Po prostu. A więc, o co chodzi? Już mówię.
      Kiedy trochę wczoraj rozmawiałem z tym Lestatem, powiedziałem mu, że jestem bardzo rozczarowany, bo uważałem go zawsze za poważnego autora i człowieka. I w tym momencie przyszedł mój kumpel Mr. White i zarzucił mi, że ja chyba jednak nie czytam bloga prowadzonego przez Lestata, bo gdybym czytał, to by mi do głowy nie przyszło, by go chwalić. Że jego blog to syf najgorszy. No więc zajrzałem… I proszę sobie wyobrazić, że w rzeczy samej, ten jego blog to jakieś nieszczęście. Sprawdzałem te jego ostatnie notki i w pewnym momencie ogarnęło mnie takie zwątpienie, że zacząłem się poważnie zastanawiać, czy mi się coś nie pomyliło. Że może ta nazwa „lestat” tak mi jakoś się przekręciła w głowie, że zacząłem ją kojarzyć z kimś zupełnie innym. Z tego strachu, sięgnąłem do jego letnich notek… i odetchnąłem. To on. To ten sam człowiek, który w samym tylko sierpniu zeszłego roku zamieścił na swoim blogu dwa teksty naprawdę znakomite. Poważne, wzruszające, i godne najwyższego uznania teksty. A więc, to nie ze mną jest problem, lecz z nim. Z Lestatem.
     W tej sytuacji nie mam wyjścia i muszę złożyć oświadczenie. Widzę dwie możliwości. Pierwsza to taka, że tekst Lestata zatytułowany "Dziewczynka z tutką i anioły”, to nie jest jego tekst. On go skądś przepisał i tylko swojemu makabrycznemu nieoczytaniu mogę zawdzięczać fakt, że się nim tak naiwnie zachwyciłem. W tej sytuacji, w kolejnym wydaniu swojego Elementarza będę zmuszony notkę o Lestacie usunąć.
      Może być jednak też tak, że jemu się coś w ostatnich miesiącach stało, i to stało tak, że moje doświadczenie pozostawia mnie w ciemnym kącie. Patrzę na te jego ostatnie wpisy, schodzę niżej w pole komentarzy, a tam absolutnie najgorsza sieciowa menażeria. Jakieś Entefuhrery, Amsterny, pani Nowacka, Lubicz – a wszyscy skumplowani jak jasna cholera. Jeśli to ma o czymś świadczyć, to wówczas musiałbym powiedzieć, że zwyczajnie szkoda chłopa. Ale, trudno – nie on pierwszy i nie ostatni. Tak czy inaczej, ten tekst musiałem mu poświęcić. Człowiek palnie coś z dobrego, naiwnego serca, a potem ma kłopot. Trzeba bardziej uważać.
     
      Przy okazji zachęcam do kupowania swojej nowej książki. Tekst o fantastycznym opowiadaniu Roalda Dahla, które pierwszy raz czytałem na dworcu w Chotyłowie, kiedy byłem małym dzieckiem, to zaledwie jedna z niemal 50 opisanych tam historii. I wcale nie jest pewne, czy najbardziej poruszająca. U Gabriela na stronie www.coryllus.pl.

  

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura