Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2486
BLOG

Don Paddington: O abdykacji Benedykta i pewnym naszyjniku 2

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 41
      Dlaczego św. Jadwiga nie doświadczyła tej radości, by chrystianizowani za jej przyczyną Litwini (z jej królewskim małżonkiem na czele), czcili Boga nie tylko wargami, lecz także sercem przylgnęli do Chrystusa i Jego Kościoła? Powód był trywialny: jest bardzo trudno być blisko Chrystusa, a przynależność do Jego Kościoła traktować jako wielkie szczęście w sytuacji, gdy słudzy tegoż Chrystusa reprezentujący ów Kościół, są powodem nieustannego zgorszenia.
      Cóż takiego działo się wtedy w Kościele, że Litwini (i zresztą nie tylko oni) byli tak bardzo zgorszeni? Powodów, by to co dzieje się w Kościele było dla kogoś źródłem zgorszenia, jest zawsze bardzo wiele i jest to sytuacja stała, poniekąd ponadczasowa. Przełom wieku XIV i XV był jednak pod tym względem czasem szczególnym i trzeba przyznać, że poganin czy neofita litewski, gdy patrzył na ówczesny Kościół widział coś, czego św. Jadwiga najprawdopodobniej głęboko się wstydziła.
      Na nasz użytek zajmijmy się tylko tymi sprawami, które królową zawstydzały najbardziej. A spraw takich było dwie. Pierwsza dotyczyła Krzyżaków. Pamiętamy z lekcji historii, że rozwiązanie kwestii krzyżackiej było dla Litwinów – w wymiarze politycznym, gospodarczym a także najbardziej dosłownym – sprawą życia i śmierci. Rozwiązanie tej kwestii stanowiło też dla Jadwigi sprawę życia i śmierci: życia wiecznego, bądź śmierci wiecznej dla Litwinów i nie tylko Litwinów. Było bowiem czymś oczywistym, że trudno jest zaufać Kościołowi, którego reprezentantami są bracia zakonni w płaszczach z czarnymi krzyżami. Przez te osławione czarne krzyże na płaszczach, Krzyż, jako święty znak wiary naszej, źle się Litwinom kojarzył. Źle się też kojarzył sam Chrystus, skoro tolerował zbrodnie i niesprawiedliwości popełniane przez swoje sługi z Malborka.
      Jadwiga była tego wszystkiego świadoma i rozumiała, że Litwie z chrześcijaństwem będzie źle dopóty, dopóki Krzyżacy radykalnie się nie zmienią, bądź też z tych czy innych względów nie znikną. Królowa nie miała nadziei, że potężny ekonomicznie i militarnie zakon, ni stąd ni zowąd zniknie z Prus, natomiast całkiem poważnie spodziewała się, że wobec akcji misyjnej prowadzonej na Litwie przez Polskę, Krzyżacy ograniczą swoją zaborczość, uznają w Litwinach swoich braci w wierze i w ogóle ukażą światu, że wzorując się na Chrystusie są „łagodnego i pokornego serca”. By do takiej zmiany w braciach zakonnych doprowadzić, Jadwiga chętnie się z Krzyżakami spotykała, dobrym słowem przekonując ich do zmiany swego postępowania. Prowadziła też z nimi ożywioną korespondencję, zwłaszcza z Wielkim Mistrzem, Konradem von Jungingen. Często też w ich intencji się modliła. Zakonni rycerze byli wobec królowej bardzo uprzejmi, ale jej zabiegami wokoło ich poprawy zupełnie się nie przejmowali.
      Czy Jadwiga się zniechęciła? Nic na to nie wskazuje, natomiast jest faktem, że z biegiem czasu postawę Krzyżaków święta królowa zaczęła postrzegać jako coś, co musi być ukarane – by sprawiedliwości stało się zadość i by karany opamiętał się i nawrócił. Na ową myśl (dość obrazoburczą w owych czasach) naprowadziła ją najprawdopodobniej lektura tekstów „Objawień”  św. Brygidy Szwedzkiej, wielkiej mistyczki zatroskanej o Kościół Święty. Jedną z przyczyn owej troski był także zakon krzyżacki, o którym Chrystus powiedział Brygidzie co następuje: „Umieściłem ich [Krzyżaków] na kresach chrześcijaństwa, lecz oto już walczą przeciwko mnie nie dbając o dusze, nie współczują ciałom nawróconym na wiarę katolicką, uciskają ich pracami, pozbawiają dziedzictwa i z większym bólem posyłają ich do piekła niż gdyby trwali w pogaństwie; walczą też jedynie, by się w pychę pomnożyli i powiększyli w chciwość. Dlatego nadejdzie dla nich czas, a połamane będą zęby ich; prawica będzie okaleczona i podcięta ich prawa noga, by poznali siebie i żyli”.
      Jadwiga zadbała, by ta wypowiedź Chrystusa o Krzyżakach, przekazana przez św. Brygidę, stała się znana w Polsce i na Litwie. I słowa te stały się źródłem nadziei dla wielu ludzi, przede wszystkim tych, których zakon krzyżacki bardzo gorszył. Królowa zaś ową nadzieję jeszcze wzmocniła, gdy w Roku Pańskim 1398, podczas spotkania w Toruniu z krzyżackimi dostojnikami, rozgniewana ich uporem i butą, powiedziała do nich: „Wprawdzie ja, za życia mego powstrzymam prawicę mego małżonka, lecz po mojej śmierci, z wyroków Bożych straszna was czeka kara za to, że tak zaciętymi staliście się wrogami swoich panów, z których łaski chlebem, jałmużną i nadaniami żyjecie, a za doznane dobrodziejstwa, za udzielone sobie ziemie i posiadłości odpłacacie się krzywdami. Niechybna wojna przyniesie wam zagładę!
      Mocna rzecz! Istnieją świadectwa, że zwycięstwo pod Grunwaldem, ówcześni ludzie przyjmowali jako potwierdzenie prawdziwości przepowiedni św. Brygidy i proroctwa św. Jadwigi – przepowiedni i proroctwa, które mówiły nie tyle o klęsce militarnej zakonu krzyżackiego, co przede wszystkim o oczyszczeniu Kościoła z tego co brudne i podłe.
      W ten sposób doszliśmy do punktu, w którym – zanim zajmiemy się drugą sprawą będącą źródłem zgorszenia dla chrześcijan i dla kandydatów na chrześcijan – warto powrócić do kwestii jaspisowego naszyjnika. Popatrzmy jeszcze raz, na interesujący nas obraz:
 
     
 
        Wspomnieliśmy już tekstach Starego Testamentu mówiących o jaspisie. A cóż o owym kamieniu mówi Nowy Testament? Poczytajmy:
      „Przyszedł jeden z siedmiu aniołów, […] i tak się do mnie odezwał: «Chodź, ukażę ci Oblubienicę, Małżonkę Baranka». I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę Boga. Źródło jego światła podobne do kamienia drogocennego, jakby do JASPISU o przejrzystości kryształu: Miało ono mur wielki a wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach – dwunastu aniołów i wypisane imiona, które są imionami dwunastu pokoleń synów Izraela. […]. A mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów Baranka. […]. A mur jego jest zbudowany z JASPISU, a Miasto – to czyste złoto do szkła czystego podobne. A warstwy fundamentu pod murem Miasta zdobne są wszelakim drogim kamieniem. Warstwa pierwsza – JASPIS, druga – szafir, trzecia – chalcedon, czwarta – szmaragd, piąta – sardoniks, szósta – krwawnik, siódma – chryzolit, ósma – beryl, dziewiąta – topaz, dziesiąta – chryzopraz, jedenasta – hiacynt, dwunasta – ametyst”. (Ap 21, 9-20)
      Cóż widzimy w tym opisie? Widzimy Kościół Święty (Oblubienicę, Małżonkę Baranka) takim, jakim jest On w rzeczywistości. W tej chwili, oczy naszych ciał wspaniałości tej rzeczywistości jeszcze nie dostrzegają. Owe oczy skalibrowane są raczej na obserwację w Kościele tego, co wiąże się ze wspomnianymi wcześniej brudami i podłościami. Ale gdy nastanie wieczność, zasłona przykrywająca w tej chwili nasze oczy zostanie zdjęta i zobaczymy rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, czyli zobaczymy na przykład to:
 
 
    
      Zobaczymy oczywiście nie jakąś nędzną grafikę, czy prostacki schemat, ale coś, co swoją wspaniałością nieskończenie ową grafikę przewyższa i jest opisywanym przez Apokalipsę fundamentem Kościoła. Odnosząc powyższy schemat do wymienianych przez św. Jana szlachetnych kamieni, ów fundament przedstawia się mniej więcej tak:
 
 
 
       Fajne, prawda? Wspomniany wcześniej znajomy geolog, gdy przy jakiejś kolejnej okazji pokazałem mu ten schemat, pochwalił mnie za w miarę trafny dobór barw, ale jednocześnie kręcił głową i mówił, że w tym zestawie kamieni, jeden z nich do całej reszty nie pasuje. I zupełnie niespodziewanie powiedział – a było to jakby mi ktoś nóż w serce wkładał – że w tym zbiorze kamiuszkówJ do całości nie pasuje jaspis.
      Jaspis? Jaspis nie pasuje? Jak może nie pasować? Dlaczego? Może ktoś z klasy wie?... Jeśli nikt nie wie, to już wyjaśniam: otóż według geologa jaspis jest tutaj czymś odrębnym, ponieważ wszystkie kamienie od ametystu po szafir są minerałami, natomiast jaspis, jako jedyny w tym zestawie, jest skałą (czyli – upraszczając – zbiorem minerałów). Tego rodzaju informacja okazała się być ostatecznie nie nożem lecz balsamem dla mojego serca, ponieważ jaspis, choć z geologicznego punktu widzenia gryzł się trochę z minerałami, to jednak z teologicznego punktu widzenia był tam, gdzie być powinien, co w końcu potwierdził i geolog (pracujący na co dzień jako specjalista od fundamentowania), gdy dowiedział się, że przedstawiona wyżej grafika jest schematem fundamentu. „Skała na spodzie, jako podłoże. Bardzo dobry fundament.” – skwitował całą sprawę.
      By nie przedłużać i by wszystko stało się dla nas jasne, odnieśmy teraz naszą grafikę do imion Apostołów (czego zresztą chrześcijańska Tradycja już dawno nie omieszkała uczynić) i popatrzmy na to:
 
 
 
    Aż chce się w tym momencie po raz kolejny przytoczyć słowa Chrystusa: Ty jesteś Piotr [Skała], i na tej Skale zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą”.
        Powiedzieliśmy w części pierwszej, że powyższe słowa są konstatacją faktu, że słońce świeci. Nas jednak interesuje to, dlaczego świeci, czyli dlaczego bramy piekielne owej skały nie przemogą? Jedna z odpowiedzi na to pytanie znajduje się na obrazie Matki Bożej z Dzieciątkiem, namalowanym być może na polecenie św. Jadwigi: diabeł ze swymi sługami nie mogą zwyciężyć Kościoła, ponieważ jego fundament (piotrowa skała) jest oparty o pierś Zbawiciela. I nie ma takiej siły (materialnej bądź duchowej), która byłaby w stanie ową pierś Chrystusową spod jaspisu usunąć. I nawet jeśli Piotrowi, bądź jego Następcom odbija, to i tak Jezus zawsze jest przy nich – inaczej mówiąc: jaspis, nawet gdyby chciał, to i tak nie jest w stanie oddzielić się, oderwać od Chrystusa.
      A propos frazy: „jeśli Piotrowi, bądź jego Następcom odbija” – powróćmy dosług Chrystusa tworzących Jego Kościół, a będących – w czasach królowej Jadwigi – powodem nieustannego zgorszenia dla chrześcijan i kandydatów na chrześcijan. Mówiliśmy już o Krzyżakach, pora teraz opowiedzieć o drugim kościelnym nieszczęściu, na myśl o którym, św. Jadwiga odczuwała głębokie zawstydzenie. Owym nieszczęściem była oczywiście wielka schizma zachodnia, do której doprowadziła pycha, żądza władzy, chciwość, lekkomyślność, strach, upór, skłonność do okrucieństwa i tym podobne, przyjemne ludzkie przywary. Owa schizma podzieliła chrześcijan, a Kościół długo nie mógł się z nią uporać. Na czym polegał problem? A choćby na tym, że królowa Jadwiga panowała w czasach pontyfikatów czterech papieży, z których dwóch było antypapieżami. Ale jak rozpoznać, który jest ten prawdziwy, a który nie?
      Uczeni teologowie i prawnicy różnie na ten temat się wypowiadali, a i ludzie uchodzący za świętych i później przez Kościół kanonizowani, rozmaitych dokonywali wyborów (np. św. Katarzyna ze Sieny popierała Urbana VI; św. Wincenty Ferreriusz Klemensa VII, a później Benedykta XIII). W efekcie tego wszystkiego, Kościół podzielił się na dwa zwalczające się i obrzucające wzajemnie klątwami obozy (obediencje): rzymski i awinioński – i trzeba było za którymś się opowiedzieć. Jadwiga, pomna na opinię swej mistrzyni, św. Brygidy, która twierdziła, że „gdzie Rzym, tam prawda” – opowiedziała się za obediencją rzymską (właśnie dlatego ojcem chrzestnym jej córki został papież Bonifacy IX). Jagiełło, Witold i wchodzący do Kościoła Litwini opowiedzieli się… też za Rzymem. Zmartwieniem Jadwigi było jednak to, że jej małżonek skłonił się ku rzymskiemu obozowi nie ze względu na tęsknotę za prawdą, lecz ze względu na pragnienie spokoju ze strony sąsiadów: Krzyżaków i Zygmunta Luksemburskiego. Był więc w kwestiach papieskich tam, gdzie byli oni i przynajmniej w tej sprawie nie musiał wysłuchiwać ich oskarżeń o herezję i fałszywe chrześcijaństwo.
      Tak czy inaczej, sytuacja była bardzo skomplikowana i na pewno Jadwidze nie było łatwo przekonywać chrystianizowanych ludzi do Kościoła, jeśli ów Kościół sam do siebie nie miał przekonania. Bo – jak trafnie napisał jeden z historyków – „choć bezpośrednio schizma świadczyła o słabości papiestwa, to jej skutkiem było osłabienie całego Kościoła. Jego autorytet niweczyły ekskomuniki, które papieże rzucali jeden na drugiego i na swoich przeciwników. Lekceważono je, bo każdy człowiek podlegał jakiejś ekskomunice. Zdewaluowało się określenie«heretyk», bo tak nazywali jedni drugich. Głoszono, że biskup rzymski popadł w herezję, zastanawiano się więc, czy papiestwo jest potrzebne Kościołowi. Władcy świeccy zaś, za cenę opowiedzenia się za którąś z obediencji, zyskiwali od papieża lub antypapieża nowe przywileje i umacniali swój wpływ na sprawy Kościoła w państwie”.
      Krótko mówiąc: sodomia i gomoria – co bardzo musiało smucić św. Jadwigę. Ze swej strony zachęcała ludzi by sercem trwali przy Rzymie, któremu zawsze była wierna i gorąco się modliła o jedność Kościoła ufając, że Chrystus swej Oblubienicy i Następcy św. Piotra nie opuści.
   Wyrazem tej ufności jest obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem, od którego rozpoczęliśmy naszą opowieść. Powstał on w Roku Pańskim 1398, który wówczas wielu ludziom wydawał się być rokiem końca schizmy. Bo właśnie tego roku, wszystkie państwa popierające do tego czasu antypapieża Benedykta XIII, odstąpiły od niego. Wydawało się – i Jadwidze i wielu innym dobrym ludziom – że jedność jest o wyciągnięcie ręki. Pomylili się wszyscy, ale obraz, jako znak niewzruszonej miłości Chrystusa do Kościoła i Jego Najwyższego Pasterza – pozostał. I budzi nadzieję do dnia dzisiejszego.
      Cóż jeszcze dodać? Może to, że nasze dzisiejsze obawy związane z abdykacją Ojca Świętego, muszą wydać się śmieszne, w porównaniu z obawami, których doświadczać musiała św. Jadwiga. Czego byśmy nie powiedzieli o dzisiejszym Kościele, nie jest on w takim upadku, w jakim był w tamtych czasach. Św. Jadwiga poleciła, by na obrazie przedstawić nagiego Pana Jezusa, ponieważ wątpiła, czy w Kościele jest dość dobrych czynów, które mogłyby stanowić chrystusowe szaty. Pewnie przesadziła w swych obawach, ale nawet gdyby miała rację i gdyby jedynym strojem Zbawiciela było – tak jak na obrazie – papiestwo, to ciągle mówimy o zwycięstwie. Bo tam gdzie papiestwo tam Kościół, którego „bramy piekielne nie przemogą”. 
     I na koniec: z powyższej opowieści wynika, że największe zagrożenie dla Kościoła, rodzi się wewnątrz Kościoła. W związku z tym chciałbym jeszcze raz przywołać postać znanego nam geologa, specjalistę od fundamentów. Otóż twierdzi on, że w normalnych warunkach nie stosuje się warstwowego fundamentu. To jest po prostu niepotrzebne, przy tym drogie i w ogóle takie jakieś cudaczne. Natomiast jest taki przypadek, kiedy warstwowy fundament jawi się jako niezbędny. Owym przypadkiem są choćby hale przemysłowe, w których zamontowano jakieś maszyny powodujące swoją pracą duże drgania. By owe wewnętrzne drgania zniwelować i w ten sposób uchronić budynek przed zniszczeniem, najlepiej jest posadowić go na warstwowym fundamencie.
        Myśleliście kiedyś o Jezusie, że jest dobrym inżynierem?
       Kto będzie nowym papieżem? Trzeba się modlić o dobrego człowieka. Ale nawet jeśli następcą św. Piotra zostanie ktoś zły i przewrotny, to i tak nie wstrząśnie Kościołem do tego stopnia, by ten się rozpadł.

       Kto będzie nowym papieżem? Trzeba się modlić o dobrego człowieka. Ale nawet jeśli następcą św. Piotra zostanie ktoś zły i przewrotny, to i tak nie będzie w stanie oderwać się od Chrystusa. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura