Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
6319
BLOG

Matka Kurka, czyli o cnocie kłamstwa

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 29

           Dzień wczorajszy przyniósł pewne ożywienie wokół blogera występującego publicznie pod nickiem Matka Kurka. Poszło o to, że jakiś czas temu w jednej z notek na swoim blogu ów internauta zechciał napisać, że „Tusk i Komorowski to ruskie cwele”, w tym momencie właściwe służby uznały, że on w ten sposób wyraził się nie na temat hipotetycznych postaci noszących owe hipotetyczne nazwiska, ale o najprawdziwszym Premierze i Prezydencie, no i bloger Matka Kurka stanął przed sądem. Sąd, jak się właśnie dowiedzieliśmy, nie przyjął wprawdzie wyjaśnień Matki Kurki, jakoby tak właśnie on owe nazwiska potraktował – jako byty socjologiczne, a nie realne, niemniej jednak uznał, że w sumie nic wielkiego się nie stało i wlepił mu jakąś drobną, symboliczną wręcz karę.

      Ktoś mnie spyta, co mnie obchodzi bloger Matka Kurka, a ja na to pytanie chętnie bardzo odpowiem. Otóż on mnie obchodzi o tyle, o ile swoją obecnością w przestrzeni publicznej wprowadza chaos, który – jak każdy chaos – raczej szkodzi, niż pomaga. Z nim jest troszeczkę tak, jak z pewnym projektem, o istnieniu którego dowiedziałem się też wczoraj, a który nosi nazwę Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Moje najmłodsze dziecko mi mówi, że to przecież banda jakiś pajaców, nie wartych nawet splunięcia, na co ja odpowiadam, że, owszem, oni nie są warci nawet splunięcia… do momentu aż chaos, który wprowadzają w porządek świata, świata tego nie rozsadzi. A zatem, ja wolę mieć na nich oko.
      Co ja zatem chcę od Matki Kurki, człowieka, który wedle wszelkich dostępnych znaków, pod wpływem Katastrofy Smoleńskiej, uległ pełnej duchowej i intelektualnej transformacji, i z  niezwykle literacko uzdolnionego lidera frontu antykaczystowskiego, stał się równie mocno uzdolnionym liderem środowisk całym sercem walczących z obecną władzą? Otóż ja od niego chcę to, że moim zdaniem Matka Kurka pełni dziś dokładnie tę samą funkcję, jaką pełnił od samego początku, a mianowicie wynajętego i jakoś tam wynagradzanego przez reżim prowokatora. A sytuacja, kiedy on dziś staje przed tym sądem i z bezczelnym uśmiechem na twarzy ogłasza, że nikt mu nic nie zrobi, bo to on tu rozdaje karty, a potem się okazuje, że on wcale nie blefował, moją diagnozę jedynie potwierdza.
      Jest jednak jeszcze coś, co sprawia, że ja tym Matką Kurką jestem bardziej zainteresowany, niż by to normalnie wypadało. Otóż my mamy pewne wspólne zaszłości, skutkiem których, dziś ów człowiek – pokazując się, jak już wcześniej wspomniałem, jako element modelowo wręcz wrogim obecnej władzy, i to władzy traktowanej najbardziej szeroko – mnie najzwyczajniej w świecie nienawidzi, czemu zresztą od czasu do czasu daje wyraz w swoich tekstach. Rzecz w tym, że ja świetnie wiem, skąd ta nienawiść się wzięła. Poszło o dwa teksty, których on mi nie zapomni do końca życia. Dlaczego? Dlatego, że to są jedyne dwa znane mu przypadki, kiedy najpierw rozłożono go na łopatki, a następnie – dla czystej ludzkiej satysfakcji – napluto mu do oka. To są, jak mówię, dwa teksty, ale myślę, że wystarczy przypomnieć jeden z nich, byśmy wszyscy się mniej więcej zorientowali, o kim mowa. Jest to tekst, po przeczytaniu którego Matka Kurka dostał takiej cholery, że jedyne na co go było stać, to opublikować moje nazwisko, moje zdjęcie, a następnie zapowiedzieć, że imienia Toyah nie wymieni, bo on się głupstwami nie zajmuje. Publikuję dziś ów tekst raz jeszcze i niech Matka Kurka go przyjmie, jako prezent z okazji wygrania przez niego kolejnej potyczki z brutalnym reżimem Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego.
 
      Właśnie zostałem poinformowany, że bloger podpisujący się „PiS wróci”, a przez kilka tygodni skutecznie atakujący Salon24 swoim kłamstwem (nie żartem, nie eksperymentem, nie happeningiem – ale kłamstwem), to nie jakaś biedna idiotka, ale ktoś bardzo prawdziwy i bardzo serio, czyli tzw. Matka Kurka. Wiadomość ta jest już oficjalna, potwierdzona między innymi wyjaśniającym wpisem samego zainteresowanego, na jego osobistym blogu, gdzieś tam, w szarych zakątkach blogosfery, w którym to wyjaśnieniu, ów bloger przechwala się, jak to mu się udało przeprowadzić skuteczny atak na publiczną debatę i skompromitować tych, których nie lubi.
      Nie wiem, kto to jest Matka Kurka poza tym, że to uznany bloger, nagrodzony nawet w pewnym momencie przez bardzo wpływowe medialne środowiska tytułem blogera roku, i znany z tego, że nie lubi PiS-u, natomiast bardzo lubi Platformę Obywatelską. Wiem jeszcze coś o Matce Kurce, co w moim odczuciu może być czymś najważniejszym. To mianowicie, że on w tej całej naszej blogosferze, jest aktywny nie tylko po to, by dzielić się swoimi refleksjami, walczyć o jakąś tam swoją prawdę i ewentualnie zdobywać uznanie, ale też po to, żeby, na przykład wygrać sobie jakiś konkurs. Ot tak sobie, bez powodu, bez sławy, nawet bez nagrody. Czyli, przy tej całej swojej szczególnej pozycji i tych swoich talentach, jest też takim everymanem. Jak ten krzyżówkowicz, który wysyła odpowiedzi, może też i po to, żeby wygrać te 50 zł, ale przede wszystkim w tym celu, by przeczytać swoje nazwisko w gazecie. I żeby to nazwisko tam znaleźć, jest gotów nawet sobie troszkę pokłamać.
      Poza tym jednak, o Matce Kurce nie wiem nic. W życiu nie przeczytałem jego jednego tekstu. Nawet nie miałem okazji z nikim o tym, co on pisze i jak, porozmawiać. Dziś dopiero, chcąc wiedzieć, czy ta Matka Kurka, to w ogóle kobieta, czy mężczyzna, zajrzałem do Googla i oto proszę: http://d.wiadomosci24.pl/g2/40/5f/02/90700_1236323288_4749_p.jpeg.
      A więc już wiem, że to mężczyzna. Jeden z tych dwóch. Który? Nie mam pojęcia, ale mam szczególne przeczucie, że bez względu na to, czy to ten, czy może ten drugi, moje pragnienie wiedzy zostało zaspokojone. W większym nawet stopniu, niż mogłem oczekiwać.
      No i w tym miejscu muszę wprowadzić do powyższego wywodu małą poprawkę. O ile się orientuję, osoba podpisująca się Matka Kurka, występuje w wielu miejscach pod wieloma imionami. Wynika to z tego, że jedyne towarzystwo, gdzie go tolerują to jego oryginalny blog. Wszędzie poza tym, jeśli chce się pokazać, a bywać bardzo lubi, musi się ukrywać, bo normalnie jest traktowany jak wirus. Przychodzi więc w przebraniu, zaznacza swój teren i, rozpoznany, ucieka z chichotem. W tej sytuacji, dla własnej wygody, będę go dalej nazywał „Człowiekiem ze zdjęcia”, z tej prostej przyczyny, że nie wiem kompletnie, jak pisze Matka Kurka, ale za to trochę już wiem, jak pisze jeden z tych mężczyzn na wyżej zalinkowanym zdjęciu. I wtedy, gdy kłamie i wtedy, gdy z tą charakterystyczną dla ludzi uważających się za inteligentnych satysfakcją, ogłasza, że kłamał. (A co? Fajnie jest okłamywać ludzi głupszych, ludzi gorszych). Pisze więc ów intelektualista, przynajmniej jeśli opierać się na tym, co pokazał nam jak „PiS wróci”, dobrze. Sprawnie i lekko. Nie lepiej od innych, też piszących sprawnie i lekko, ale – owszem – nie jest to z pewnością ktoś na poziomie, powiedzmy, Mireksa, czy pani Kalinowskiej. Z pewnością nie warsztatowo.
      Kiedy przeczytałem pierwszy, a później drugi wpis, podpisany „PiS wróci”, pomyślałem sobie, że ktoś postanowił się zabawić kosztem Salonu – jak się okazało nawet dość skutecznie – i napisałem tam taki skromny, dość ironiczny komentarz, w którym wykpiłem zbyt prostą oczywistość owej prowokacji. Po pewnym czasie, widząc, że ten, z pozoru tak marny, projekt odnosi zaskakujące sukcesy, napisałem osobny tekst, który szczęśliwie zakończył całą tę przygodę. Ale zanim nastąpił koniec, od „Człowieka ze zdjęcia” otrzymałem jeszcze kilka komentarzy. Niestety, nie potrafię zacytować ani jednego fragmentu, z tego powodu, że odpowiednie konto zostało już przez Administrację zlikwidowane. Ale w większości, są to pełne najszczerszego oburzenia zawodzenia kogoś – w tym wypadku młodej, naiwnej dziewczyny – autentycznie niewinnego, kto został najbardziej brutalnie potraktowany przez zły świat tylko za to, że chciał wprowadzić do debaty trochę serca. Dziś, na swoim blogu, „Człowiek ze zdjęcia”, z szyderczym uśmiechem, pisze, że to wszystko, to był taki eksperyment, który miał na celu pokazanie, że wyborcy PiS-u nie są w stanie zaakceptować serdecznej twarzy PiS-u, bo zwyczajnie serdeczności nienawidzą. I to eksperyment w pełni udany. A więc blog sygnowany nickiem „PiS wróci”, został najpierw albo przyjęty życzliwie, bo część naiwnych komentatorów uznała, że jest szczery, albo zmieszany z błotem przez – równie naiwnych – wrogów PiS-u, którzy nie mogli znieść nawet łagodnej wersji kaczyzmu, albo wyszydzony przez tych mniej naiwnych przyjaciół PiS-u, oburzonych bezwstydną prowokacją, a ostatecznie usunięty przez Administrację za internetowe przestępstwo. I dziś, kiedy „Człowiek ze zdjęcia” mówi z uśmiechem: „Kłamałem”, widać bardzo jasno, że z tego wszystkiego nie pozostało nic, jak tylko właśnie kłamstwo.
      Kłamstwo. Kto zna ten blog, wie, że cokolwiek tu zostało powiedziane, jakiekolwiek emocje zostały wylane, bez względu na to, jak wiele gniewu znalazło tu swoje ujście, całe to pisanie było i jest wymierzone w jedno, w rozumieniu autora tego blogu, kluczowe i jakże okropne zjawisko, mianowicie w kłamstwo. Mam wrażenie, że, pomijając tych kilka spokojniejszych i mniej zaangażowanych tekstów, chodziło zawsze o kłamstwo. Tylko o nie. A stojący za tym tematem pogląd był też jeden: cały projekt, który najpierw przegrał prezydenckie i parlamentarne wybory, następnie, drogą potężnej i bezprecedensowej nagonki, przejął władzę, a dziś już tylko funkcjonuje siłą stworzonej przez siebie nienawiści, jest oparty na kłamstwie i jest tego kłamstwa pierwszym i panem i sługą. Pogląd ten był często opisywany, jako złośliwy, niesprawiedliwy i nieuprawniony. Dziś widzimy to kłamstwo, nie dość że w pełnym kształcie i krasie, to jeszcze nadęte szczerą satysfakcją.
      I małe dzieci i ludzie starsi i nawet już całkiem starzy, mają niezmiennie w zwyczaju pytać: „Czemu?”. Odpowiedzi na to pytanie, zależnie od okoliczności, jest mnóstwo, ale kiedy się robi już naprawdę zagadkowo, niektórzy mówią, że chodzi o pieniądze. Myślę, że jest dobry moment, żeby lekko zmodyfikować tę teorię. Nie musi chodzić o pieniądze. Może chodzić o przyjemność. Skąd występek? Bo chodziło o ten dreszcz. Skąd grzech? Bo się czuło ten rozkoszny skurcz. Skąd zło? Z pragnienia czystej przyjemności. Pamiętam, jak kiedyś, dawno, siedziałem z moim ojcem (wspominałem już o tym) i oglądaliśmy Dziennik Telewizyjny. Mój tato, człowiek prosty i niewykształcony, spytał mnie: „Powiedz mi, Krzysiek, czy on wie, że on kłamie?” Bardzo trudne pytanie. Przez wiele lat nie umiałem sobie na nie odpowiedzieć. I dziś nie mam całkowitej pewności. Ale kiedy obserwuję to zdjęcie i tych dwóch, z których jeden to nasz człowiek, mam wrażenie, że już jednak wiem. Tamten funkcjonariusz komunistycznego aparatu wiedział, że kłamie. Wiedział bardzo dobrze. I stąd szła ta rozkosz. To nie od światła. To przez nią mrużył swoje oczy.
      Straszny ten tekst. Mam wrażenie, że jest on wręcz upiorny. Pozwolę sobie więc na koniec na odrobinę rozrywki. Na zalinkowanym wyżej zdjęciu, mamy dwie osoby. Jedna z tych osób to Matka Kurka, jeden z najwybitniejszych polskich blogerów. Proszę wpisywać odpowiedzi. Który z nich to on? I jedno zastrzeżenie. Ci, którzy wiedzą, nie biorą udziału w konkursie. To ma być zagadka.
      I tak to właśnie się działo przed laty. Na koniec – już może tylko dla rozluźnienia nastrojów – chciałbym króciutko nawiązać do tamtego konkursu. Otóż, jako jeden z pierwszych, zareagował bloger Wszołek i powiedział, że Kurka to ten z prawej, i że on to wie, bo go zna. Zwróciłem więc Wszołkowi uwagę, że się zachował niesportowo, bo ja wyraźnie prosiłem, by ci co wiedzą się nie odzywali. On na to uśmiechnął się słodko i powiedział, że przeprasza, ale się nie mógł powstrzymać. Tak to zatem było przed laty, i tak to się dzieję do dzisiaj. Z jednej strony mamy idiotów, a z drugiej szubrawców. Uważam, że cokolwiek zrobimy, ów stan rzeczy usprawiedliwia nas od początku do końca.
 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka