Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2385
BLOG

Czy Wy nas macie za idiotów? Tak! Tak!

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 30

               Pisałem już o tym troszeczkę tu na blogu, ale nie zaszkodzi powtórzyć. Otóż kiedy myślę o mediach ojca Rydzyka, i to obojętne, czy mam tu na uwadze telewizję, radio, czy dziennik, odnoszę niezmienne wrażenie, że główną myślą, jaka stała na samym początku każdego z tych projektów, było to, że, choćby nie wiadomo co się nam wydawało, należy zakładać, że człowiek, do którego nasz przekaz jest kierowany, jest co najmniej (powtarzam – co najmniej) tak mądry, jak my. Ile razy mam okazję, czy to czytać „Nasz Dziennik”, czy oglądać „Telewizję Trwam”, nie wspominając już o słuchaniu „Radia Maryja” ani przez moment nie przyjdzie mi do głowy, że ci, co do mnie mówią, uważają mnie za bałwana, któremu można wcisnąć każde głupstwo. I to jest owa jakość, która różni tak zwane „toruńskie” media od całej niemal reszty publicznego przekazu.

      I wcale nie mam tu na myśli telewizji TVN24, Radia Zet, czy tygodnika „Wprost”. To akurat jest sfera, która mnie nie interesuje w choćby najmniejszym stopniu. Jak oni akurat traktują swoich czytelników uważam za problem wyłącznie tych, między którymi to kłamstwo kursuje. Kiedy mówię o stosunku mediów do czytelnika, myślę wyłącznie o tak zwanych mediach prawicowych, a zwłaszcza tych, które szczególnie dziś zawzięcie walczą o dominację na owym szczególnym rynku. To tam widzę wciąż tę pogardę, i to ona właśnie i bezczelność, z jaką jest egzekwowana, sprawiają, że nie jestem się w stanie uspokoić.
      Oto najnowszy numer tygodnika „Sieci”, który, mam wrażenie, nie zajmuje się już niczym innym, jak konkurowaniem z drugim, również prawicowym jak jasna cholera, pismem –  „Do Rzeczy”, pod jednym jedynym względem: kto lepiej potrafi rozmawiać z idiotami?
      I mam dziś oto bardzo mocne wrażenie, że choć dotychczas walka była dość wyrównana, swoim najświeższym numerem bracia Karnowscy wyprzedzili Lisickiego o dwie długości. Otóż do wydania z bieżącego tygodnia redakcja „Sieci” postanowiła dodać prezent w postaci cyklu krótkich opowiadań kryminalnych autorstwa swoich czołowych publicystów, do czytania, jak głosi zapowiedź, podczas wakacji.
      Tych opowiadań jest aż dziewięć, a w roli pisarzy obstawili sami siebie kolejno: Łukasz Warzecha, Jerzy Jachowicz, Marcin Wolski, Wojciech Lada, Stanisław Janecki, Witold Gadowski, Ryszard Makowski, Michał Korsun, i Piotr Zaremba. Ze zrozumiałych, mam nadzieję, względów, nie przeczytałem większości z nich – w końcu, przepraszam bardzo, ale skąd taki pomysł, bym miał czytać Ladę i Korsuna? – natomiast, owszem, Łukasza Warzechy nie mogłem sobie odpuścić. Proszę posłuchać.
      Otóż jest późny wieczór, plebania, na niej samotny ksiądz. Rozlega się dzwonek do drzwi. Ksiądz otwiera drzwi i widzi przed sobą dwie młode dziewczyny, które, nie budząc za grosz zaufania, proszą o nocleg. Ksiądz sadza je przy stole, daje im coś do jedzenia, natomiast sam wychodzi przed plebanię, by sprawdzić, czy w samochodzie, którym one przyjechały nie ma kogoś jeszcze. W tym momencie zostaje ogłuszony, a kiedy się budzi, widzi, że jest skrępowany, obok niego leży bomba, a na ścianie wisi kartka, informująca, że oto jakaś nieznana dotychczas terrorystyczna organizacja antyklerykalna, zniechęcona brakiem skuteczności Palikota, postanowiła go razem z jego plebanią wysadzić w powietrze. Kiedy wydaje się, że sytuacja jest bez wyjścia, nadjeżdża wezwany przez bardzo przebiegłą gospodynię księdza oddział antyterrorystyczny, który lewicowych terrorystów częściowo aresztuje, a częściowo zabija. Gospodyni księdza zostaje publicznym bohaterem, a minister MSWiA Sienkiewicz przyznaje ze skruchą, że kiedy on ogłaszał, że największe zagrożenie dla porządku publicznego jest ze strony radykalnej prawicy, mylił się, bo lewica jest gorsza. Koniec.
       Ja oczywiście to wszystko mocno skróciłem, a więc ktoś, kto liczyć może tylko na moją relację, ani nie pozna fantastycznej wręcz treści listu terrorystów, ani nie będzie mógł przeżyć emocji, kiedy to gospodyni zobaczyła przyczepioną do ścian plebani bombę, a ponieważ jej syn był saperem, ona od razu wiedziała, że to bomba, ani jakieś głupstwo, nie dowie się też wreszcie, jak minister Sienkiewicz kręcił, by o zdarzeniu nie poinformować, ale w końcu musiał ogłosić prawdę. Mam jednak nadzieję, że tyle, co udało mi się tu zmieścić, każdemu z nas da przynajmniej podstawowe pojęcie, w czym rzecz.
      A rzecz w tym, że, tak jak to się zwykle dzieje, o czym zaświadcza nawet popularna piosenka, najtrudniejszy pierwszy krok. Mam wręcz przerażające wrażenie, że oni wszyscy na drodze do budowania całej, ogólnopolskiej sieci coachingu patriotycznego, spróbują opanować każdą dziedzinę życia. Oni każdy wolny jeszcze punkt będą próbowali zaanektować dla siebie i wypełnić treściami, które z ich punktu widzenia są patriotyczne i narodowe.
      Dziś mamy ową patriotyczną, prawdziwie polską literaturę kryminalną, a dalej, jak się domyślam, przyjdzie kolej na następne rodzaje literackie: science fiction, erotykę, prozę psychologiczną, opowiadanie historyczne, wszystko, co wpadnie w oko. Jak to widzę? Weźmy opowiadanie erotyczne:
       Dziennikarz poczytnego prawicowego tygodnika podczas urlopu w Juracie poznaję piękną działaczkę Młodych Demokratów. Różni ich wszystko: on głosował zawsze na Prawo i Sprawiedliwość, ona od czasu gdy skończyła lat 18, na Platformę Obywatelską; ona jest osobą niewierzącą i wszystko co wie na temat religii, to od redaktora Sowy i z „Tygodnika Powszechnego”, on z kolei nie opuszcza żadnej z niedzielnych mszy, a w dodatku jest ambasadorem projektu „Nie wstydzę się Jezusa”; ona uważa, że jedynym zbawieniem dla Polski jest wprowadzenie euro, on z kolei liczy, że Unia Europejska się zreformuje; co najgorsze, podczas słynnej rocznicy Katastrofy Smoleńskiej, ona sikała na znicze, a on śpiewał „Boże coś Polskę”.
       No a dziś spotkali się w Juracie i się w sobie bez pamięci zakochali. Po niezwykle udanym stosunku płciowym, jaki oboje odbyli w hotelowym pokoju dziennikarza, dziewczyna odkrywa, że to co ona zawsze sądziła na temat pisowców, to nieprawda, przeżywa pełne nawrócenie i postanawia przy okazji zbliżających się wyborów parlamentarnych – po raz pierwszy w życiu – zagłosować na PiS.
      W dodatku, do konieczności zmiany politycznych poglądów przekonuje całą swoją rodzinę, ojca komunistę, matkę Żydówkę i babcię Niemkę. Koniec.
      Nie wiem, czy Łukaszowi Warzesze mój pomysł się spodoba, ale jeśli tak, jestem gotów odstąpić mu go całkowicie bezpłatnie. Dodatkowo obiecuję, że, jak już skończy pisać ten tekst, podeślę mu jakąś fajną historię science fiction. W końcu, ja jestem skłonny do wielu poświęceń, byleby tych szkodników wreszcie ostateczny szlag trafił.
 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka