Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2317
BLOG

Jacek Pałasiński, czyli czas freaków

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Rozmaitości Obserwuj notkę 57

      Przez minione dwa, a właściwie trzy – bo piątkowe popołudnie w to też wchodziło – sprawdzałem matury, a ponieważ mam już taki charakter, że jak już się za coś wezmę, to nie ma takiej ludzkiej siły, która by mnie mogła od tego odciągnąć choćby na chwilę, raczej słabo obserwowałem świat rozciągający się za oknami szkoły, gdzie nas rozmieszczono. Nie zmienia to jednak faktu, że parę rzeczy zauważyłem. Dosłownie parę. Pierwsza z nich, to Donald Tusk maszerujący za rękę z tą idiotką, a obok nich książę Harry, a więc widok, który zrobił na mnie takie wrażenie, że brakuje mi słów, by ten wątek w sensowny sposób ciągnąć dalej. Druga natomiast to – uwaga, uwaga – redaktor Pałasiński, o którym tu już parę razy było, ale wygląda na to, że jak idzie o tego kosmitę, święte słowa Ozziego – „no rest for the wicked” – znajdują zastosowanie każdego dnia. A więc, owszem, dziś będzie o Pałasińskim.

     Zanim jednak przejdę do rzeczy, winien jestem czytelnikom tego bloga ważną informację. Otóż okazuje się, że kiedy niedawno informowałem, że Ministerstwo Edukacji nie daję egzaminatorom maturalnym długopisów, ołówków, gumek i temperówek, to kłamałem, jak bura suka. Od zeszłego roku bowiem nastąpiła wyraźna poprawa i, jak się domyślam, dzięki obcięciu stawek za każdy kolejny sprawdzony arkusz, udało się na rzecz pracy egzaminatorów zakupić znaczną ilość wspomnianych ołówków, gumek i czarnych długopisów. Na temperówki akurat nie starczyło, i te akurat musieliśmy mieć własne, co się zresztą bardzo przydało, bo ze względu na fakt, że ołówki były absolutnie najtańsze, wymagały one nieustannego ostrzenia. Ale, cokolwiek by nie mówić, poprawa jest, i ja to bardzo chętnie autorytatywnie tu zaświadczam.
      Przechodzimy do Pałasińskiego. A więc o nim akurat wspominałem tu dwa razy. Dość niedawno przy okazji szydzenia z któregoś dziennikarza tygodnika „W Sieci”, który próbował bez sensu popisywać się znajomością języka angielskiego, przypomniało mi się, jak to Pałasiński swego czasu przetłumaczył frazę „late pope”, jako „późny papież”, natomiast jeszcze w roku 2011 napisałem tekst zainspirowany popisami Pałasinskiego na jego blogu, a dokładnie komentarzem na temat spotkania Rodzin Radia Maryja na Jasnej Górze. Pałasiński wówczas odezwał się w taki sposób do premiera Kaczyńskiego:
      „Nie uwłaczając nikomu, to, Panie Premierze, na Jasnej Górze stała przed Panem Polska na zasiłku, Polska najmniej twórcza, Polska nie umiejąca produkować bogactwa, Polska niewykształcona, Polska zaściankowa, Polska nieprzygotowana do stawienia czoła wyzwaniom współczesności, Polska zabobonna, Polska czerpiąca swą siłę do przetrwania z chorobliwej nienawiści do wszystkiego co czyste, szlachetne i mądre, Polska, która podzieli się wedle własnego życzenia, Polska mentalnie zakorzeniona w komunizmie, Polska, która za Polskę nigdy się nie biła, Polska budująca dla Polaków małe, krzywe i szare domy, Polska nie potrafiąca nawet wybudować gładkiej szosy, Polska rozkradająca własność prywatną i publiczną, Polska z pochodów na 22 lipca, Polska szmalcowników i donosicieli, Polska podła i głupia. To Pan wybrał sobie taką Polskę i chce do niej przynależeć. My nie”.
      Chcąc odpowiednio skomentować to wystąpienie, skupiłem się na tym zamykającym ów bluzg słowie „my” i napisałem tak:
     „Otóż kiedy czytam ten tekst z blogu Jacka Pałasińskiego, nie mogę nie wspomnieć ‘niemieckiego’ skeczu Monty Pythona, kiedy to któryś z nich, przebrany za oficera Gestapo, wyciąga do nas palec w czarnej, skórzanej rękawiczce i mówi: Vee know vot you did.Vee have seen your acts. Vee vill make you suffer and beg for mercy. Jakoś tak. I teraz czytam tomyPałasińskiego i słyszę to prześmiewczevee. To jest oczywiście bardzo komiczne, ale pewien dreszcz po plecach, owszem, przechodzi. Trzeba tylko red. Pałasińskiego trochę przylizać, no i nieco inaczej mu przystrzyc ten ruski wąsik.
    No i kiedy wydawało się, że z Pałasińskim mamy raz na zawsze spokój, okazało się, że nic podobnego. Jak na porządnego kosmitę przystało, on się okazał niezniszczalny i nie dość, że wszystko to, czym dysponował dotychczas zachowało się w stanie nienaruszonym, to zdołał w swoim arsenale zgromadzić parę dodatkowych atutów, między innymi własny profil na Facebooku. Oto okazało się, że w Sudanie skazano na śmierć kobietę, za to, że związała się z chrześcijaninem, co Pałasiński uznał za konieczne skomentować w następujący sposób: „Prawo i sprawiedliwość po islamsku. Sudan wymarzonym miejscem na ziemi dla naszych dzikoludów z PiS-u i okolic?”.
      Ktoś powie, że to nic takiego. Pałasiński to półprzytomny staruszek, który nie rozróżnia łokcia od dupy, a więc trudno też od niego wymagać, by się kontrolował, gdy idzie o naprawdę silny motywowany politycznie resentyment. Otóż nic z tego. Z informacji dostępnych w Wikipedii wynika, że choć on faktycznie wygląda na mocno posuniętego, to w rzeczywistości ma zaledwie 62 lata, a więc nie tylko odpada starcza demencja, ale choćby i zwykłe starcze zacietrzewienie, z którym mamy do czynienia w przypadku Bartoszewskiego czy Kutza. Tu musi chodzić o coś jednak innego. A więc może mamy do czynienia ze swojego rodzaju reinkarnacją Stefana Niesiołowskiego? Otóż moim zdaniem też nie. Niesiołowski oczywiście, jak wszyscy wiemy, potrafi zaimponować, niemniej musimy przyznać, że on przynajmniej, jeśli go zapytać o owady, potrafi o tych owadach gadać bez żadnych politycznych dygresji; jeśli go poprosić o komentarz na temat aborcji, eutanazji, czy teologii gender, też można się spodziewać, że on nie zacznie nagle gadać o Kaczyńskim; no i przede wszystkim, ja nie mam wątpliwości, że gdyby Niesiołowskiego zachęcić do wygłoszenia komentarza na temat owego strasznego sudańskiego incydentu, on by się trzymał tematu, a więc problemu walki z chrześcijaństwem, a nie bluzgałby na PiS. A więc tu akurat o Niesiołowskim mowy być nie może. Tu przed nami stoi Jacek Pałasiński.
      Przed chwilą, już pisząc ten tekst, wpadłem na inną jeszcze dość starą wypowiedź Pałasińskiego, kiedy ten, komentując likwidację przez Amerykanów Osamy Bin Ladena, napisał co następuje:
      „Rząd pakistański wziął udział w wyśledzeniu i likwidacji fanatyka religijnego Osamy, choć przecież Osama robił to, co robił w imię religii, którą i członkowie owego rządu wyznają.  Kiedy zagrożenie ze strony religijnych fanatyków i wspierających ich polityków dotrze także i do rządu polskiego?
       Przepraszam bardzo, ale to nie jest ani demencja, ani prosty obłęd, ani nawet zwykła polityczna fiksacja. Ja znam i ludzi starych, i ludzi częściowo obłąkanych, a nawet też zdarzyło mi się trafić na tych z nich, których do szaleństwa doprowadziło ogólne polityczne napięcie. Żaden z nich jednak nawet się nie zbliżył do tego, co się dzieje z Jackiem Pałasińskim. Wygląda na to, że on osiągnął stan, w którym można by go właściwie zacząć zatrudniać w cyrku, jako tak zwanego freaka. Wynosiłoby się go na środek areny w odpowiednio wzmocnionej klatce, publiczności kazałoby się skandować na zmianę słowa „prawo” i „sprawiedliwość”, a on już by dalej wypełniał swoimi popisami tę część programu. W jaki sposób? A skąd ja to mogę wiedzieć? Jedno wiem na pewno: to by było naprawdę coś prawdziwie niezwykłego i on by tak mógł ciągnąć naprawdę długo, co najmniej do czasu aż by nie zszedł na marskość wątroby, czy jak się nazywa to coś, co dopada tych już najbardziej zdegenerowanych alkoholików.
        A zatem, jak widzimy, to tak naprawdę nie Pałasiński jest tu naszym największym utrapieniem. To jest człowiek w sposób oczywisty chory, i to chory tak, że gdybyśmy na niego trafili nie w telewizji, czy na jakichś internetowych stronach, ale powiedzmy w szpitalnym korytarzu, uprzejmie byśmy się odsunęli i odeszli, zadumawszy się nad ludzkim losem. O wiele bardziej frapujące natomiast jest to, do czego doszły polskie media, czy, ogólnie bardzo rzecz ujmując, polska scena publiczna. Czy naprawdę osiągnęliśmy już ten etap, gdzie transmituje się na żywo już nie tylko pornografię, zbrodnię, ludzkie tragedie, ludzką śmierć, ale też ludzkie opętanie? Przepraszam bardzo, ale chyba pewnych granic przekraczać naprawdę nie wypada. Nawet w tym naszym nowym, wspaniałym świecie.
 
W tym tygodniu w Warszawie rozpoczynają się targi książki i plan był taki, że zanim rozpocznie się kolejna sesja sprawdzania matur, a więc w czwartek, przyjadę i będę podpisywał swoje książki. Niestety, na chwilę obecną jestem doszczętnie spłukany i wygląda na to, że fizycznie nie będzie mnie stać, żeby tam dojechać. A zatem, proszę zaglądać na stronę www.coryllus.pl i kupować nasze książki. A na targi w czwartek i tak proszę przyjść. W końcu, kto wie, co dni przyniosą.
 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości