Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1427
BLOG

Charlie Haden, czyli koniec muzyki

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 41

       Poproszony o to, by się podzielić refleksją związaną z życiem i twórczością Milesa Davisa, Charlie Haden wspomniał, że on akurat przez całe swoje życie z Milesem nie zamienił jednego słowa, natomiast pamięta pewne zdarzenie. Otóż swego czasu w Nowym Jorku klasyczny kwartet Ornette’a Colemana grał serię koncertów i któregoś z wieczorów, Haden, jak zwykle grając z zamkniętymi oczami, zdał sobie w pewnym momencie sprawę z tego, że trąbka, którą słyszy, to nie jest trąbka Cherry'ego. Otworzył oczy, spojrzał… i uświadomił sobie, że kiedy on zatracał się w tych dźwiękach, na scenę wszedł Miles i zaczął grać z nimi tę tak bardzo przecież dla siebie obcą muzykę. I to był jedyny kontakt, jaki on z nim kiedykolwiek miał. Bez słów, bez jednego bezpośredniego spojrzenia.

      Nie wiem do końca, na czym to uczucie i te emocje dokładnie polegają, ale wszystkie największe muzyczne przeżycia, o jakich potrafię w miarę składnie opowiedzieć, związane są z projektami, w których udział brał Charlie Haden. Jeśli chodzi o Hadena, zawsze miałem tak, że gdziekolwiek widziałem jego nazwisko, natychmiast musiałem się przyjrzeć, o co tym razem może chodzić. Z Hadenem było tak, że w momencie gdy się dowiadywałem, że na którymś z albumów Archie Sheppa kontrabasistą jest właśnie on, wiedziałem, że to będzie jedna z tych lepszych płyt Sheppa. Bez sensu, ale tak właśnie miałem. Jego gra na kontrabasie robiła na mnie największe wrażenie zawsze, nawet wtedy, gdy on się udzielał w jakichś kompletnie głupkowatych, zupełnie bezsensowych projektach, typu  Quartet West, czy grając duety z tym idiotą Methenym. Najczęściej odchodziłem w poczuciu kolejnego zawodu, niemniej nigdy, nawet na moment, nie straciłem przekonania, że od śmierci Scotta La Faro, na jazzowej scenie nie było kontrabasisty tak wybitnego, jak właśnie on – Charlie Haden.
     Charlie Haden przez całe życie był komunistą, i to z tych absolutnie najgorszych, spod znaku Lenina, Stalina i przewodniczącego Mao. Do klasyki przeszła jego deklaracja, że „każdy pojedynczy dźwięk, jaki on wypuszcza spod swoich palców jest dedykowany Wielkiej Czerwonej Rewolucji”. A mnie to ani trochę nie przeszkadzało. A dla mnie do dziś i tak jedną z najpiękniejszych kompozycji Hadena i jednym z najwspanialszych jego wykonań jest „Chairman Mao” zagrany z Old And New Dreams.
      Ornette, Jarrett, Shepp, Carla Blay, Don Cherry, Alice Coltrane – to wszystko już zawsze będzie się dla mnie łączyło wyłącznie z kontrabasem Charliego Hadena. Zmarł wczoraj, w wieku zaledwie 75 lat. Nawet odejście Milesa nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Nawet śmierć Johna Bonhama i koniec Led Zeppelin. Od wczoraj, z mojego punktu widzenia, muzyka, nie tylko jazzowa, w pewnym sensie się skończyła.
 
 
 
       

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura