Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
3354
BLOG

Czy J.K. Bielecki jest dziś nakarmiony, czy zdyscyplinowany?

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 48

       Jak donoszą media, komunistyczny polityk Włodzimierz Czarzasty w telewizyjnym wystąpieniu ujawnił – swoją drogą, jakie to ciekawe, że ci komuniści wiedzą wszystko, prawda? – że były solidarnościowy premier, a dziś doradca Platformy Obywatelskiej, Jan Krzysztof Bielecki, zatrudniając się w banku PKO S.A., otrzymał gwarancje odprawy w wysokości 7,2 miliona złotych, no i ją oczywiście kiedyś tam odebrał.

      Ja zdaję sobie sprawę z tego, że przy 12, a może17, a może 27 miliardach Kulczyka czy Solorza, a nawet przy, jak podejrzewam, ogólnym majątku samego Bieleckiego, te 7,2 to liczba, która może robić wrażenie wyłącznie na ludziach takich jak my – bo i przecież nawet nie na Czarzastym – niemniej wrażenie owo robi i ja dziś króciutko na ten właśnie temat.
      Otóż w swoim „Elementarzu”, jedno z haseł poświęciłem osobie biznesmena Gudzowatego. Pozwolę sobie je dziś przytoczyć w całości:
      „Gudzowaty – Aleksander. Ktoś mógłby się zapytać, po co w tym Elementarzu wspominać o kimś takim jak Gudzowaty. W końcu, kogo on może obchodzić? Otóż są ku temu dwa powody. Jeden natury czysto rozrywkowej, drugi poważny jak trzask zamykanej walizki, a oba naprawdę istotne. Otóż czytałem kiedyś wywiad z Gudzowatym dotyczący jego życia prywatnego, i powiedział on coś mniej więcej takiego: ‘Czy pani potrafi sobie wyobrazić, jaka straszna jest świadomość, że człowiek do śmierci nie jest w stanie wydać pieniędzy, które zarobił?’ Kiedy dziennikarka sprytnie zaproponowała, by Gudzowaty, to czego nie jest w stanie wydać, rozdał – on powiedział tak: ‘Mam taką zasadę, żeby nie rozdawać’.  Skoro już przestaliśmy się śmiać, pora na refleksję poważną. Pewnego wieczoru, w wywiadzie dla Moniki Olejnik, komentując fakt, ze w Polsce niektórzy ludzie zarabiają tak strasznie dużo, Gudzowaty odpowiedział: ‘Jeśli się komuś płaci 4 miliony złotych nagrody rocznej, to nie po to, żeby go nakarmić, ale po to, by go zdyscyplinować’. Osobiście jestem za tym, by to zdanie wydrukować na bilbordach i rozwiesić je w całej Polsce. Najlepiej w pobliżu galerii handlowych”.
      Jak pewnie większość czytelników się słusznie domyśla, nam dziś chodzi o tę drugą wypowiedź Gudzowatego, dotyczącą 4 milionów złotych nagrody rocznej w celu zdyscyplinowania osoby nagrodzonej. Wprawdzie Gudzowaty wymienił sumę 4 milionów, ale możemy być pewni, że w omawianym kontekście 7,2 miliona brzmi jeszcze bardziej przekonująco. Tu bowiem tym bardziej nie może być mowy o tym, że zarząd zatrudniającego Jana Krzysztofa Bieleckiego banku miał na sercu pragnienie, by go nakarmić. I gdybym ja miał dziś okazję zapytać Bieleckiego o te pieniądze, to w żadnym wypadku nie byłbym zainteresowany tym, dlaczego tak dużo, dlaczego on je przyjął zamiast przeznaczyć na fundację Anny Dymnej, czy dać Owsiakowi, ani też jak on się z tym czuje, ale poruszyłbym z miejsca kwestię zasadniczą: o jakiego typu dyscyplinie jest tu mowa? Oczywiście, on w tym momencie zamiast mi odpowiedzieć, wyjąłby scyzoryk i mnie nim zarżnął jak prosię, ale przynajmniej nikt by mi nie zarzucił, że byłem niemerytoryczny.
      Bo tak naprawdę, mam wrażenie, że to jest to, czego nam najbardziej brakuje: świadomości, o co toczy się gra. Parę dni temu, w tygodniku „W Sieci” przeczytałem refleksje Andrzeja Nowaka na temat siedmiu lat rządów Platformy Obywatelskiej i szkód, jakie one Polsce wyrządziły. Nowak swój tekst zaczyna od wspomnienia, jak to na Dworcu Centralnym w Warszawie czekał na pociąg z Warszawy Wschodniej do Krakowa, no i ów pociąg całą godzinę nie przyjeżdżał. Podróżni natomiast, przez cały ten czas, zamiast się złościć i pomstować na władzę, bawili się w spokoju komórkami, no a kiedy się pociąg wreszcie pojawił, wedle relacji Nowaka, zgromadzeni na peronie zaczęli bić brawo. Jeśli idzie o mnie, to ja bym raczej uznał, że to była zwykła, bezsilna ironia w wykonaniu zwykłych, bezsilnych ludzi, zdaniem Nowaka jednak owe brawa były autentycznym wyrazem radości i wdzięczności Polaków z tego, że pociąg jednak przyjechał. Nieważne. Ironia, nie ironia, wdzięczność, czy jej brak – to dla nas akurat dziś jest czymś zupełnie bez znaczenia. To co się liczy, to nie spóźniające się pociągi i jak to nieszczęście wpływa na nasze samopoczucie, ale owe 7,2 mln złotych odprawy dla Jana Krzysztofa Bieleckiego, w sposób oczywisty nie po to, by go nakarmić, ale po to, by go zdyscyplinować.
      No a jeśli już mamy się martwić tym, że my, bierni i tak bezradni obserwatorzy tego, co władza z nami wyprawia, jesteśmy tak fatalnie znieczuleni na to nieszczęście, to też wydaje mi się czymś znacznie gorszym to, że dajemy się zaczarować tą siódemką i dwójką, zamiast zadać sobie pytanie: „Co oni za to od Bieleckiego kupili?” No i może przede wszystkim: „Oni, czyli kto?” No i, już na samym końcu, co dla nas z tego wynika? Niestety, do tego poziomu już nie dojdziemy. Zatrzymamy się już tylko na tych milionach i niestety wcale nie dlatego, że one tak naprawdę pozostają dla nas czystą abstrakcją.
 
Wszystkich zainteresowanych zapraszam na stronę www.coryllus.pl i zachęcam do kupowania choćby tego „Elementarza”. To książeczka tylko pozornie taka skromna.
 
      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka