Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2019
BLOG

Austria, czyli game changer, któremu wypadła sprężynka

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 29

      Ja oczywiście nie przeczę, że wiadomość o tym, że austriacki Trybunał Konstytucyjny  uznał za stosowne powtórzyć drugą rundę wyborów prezydenckich, jakąś karierę tu u nas zrobiła, nie zmienia to jednak faktu, że to jest news o takiej sile, że nawet gdybyśmy go musieli wysłuchiwać od rana do wieczora – od czego jesteśmy zdecydowanie zbyt daleko – to wciąż byłoby za mało. Tymczasem wiadomość o tym, że w Austrii doszło do sfałszowania wyborów prezydenckich i owo fałszerstwo było tak ewidentne, że nawet System nie był w stanie nic temu zaradzić, jest moim zdaniem wiadomością, która wywraca do góry nogami cały porządek europejski, jaki znamy. Część z nas wiedziała to od paru już lat, jednak to dopiero dziś dowiadujemy się całkowicie oficjalnie, że współczesna Europa to gniazdo żmij, dla których cała ta gadanina o demokracji to śmiechu warty kabaret. Bardzo proszę, byśmy się przez chwilę przyjrzeli z pewnym skupieniem temu, co się właśnie stało. W Austrii odbyły się wybory prezydenckie i w momencie gdy okazało się, że Austriacy zagłosowali na antyeuropejską prawicę, Europa najzwyczajniej w świecie wybory sfałszowała. A więc zrobiła coś, co starsi z nas pamiętają z najbardziej ciemnych czasów komunizmu, a ci bardziej oczytani z doniesień na temat tego, jak się sprawy mają w dyktaturach w tak zwanym trzecim świecie. I to się właśnie wydało. Współczesna Europa fałszuje wybory dokładnie tak samo jak oni.

      Pamiętam, jak w roku 2010, po tym jak Jarosław Kaczyński przegrał wyścig o prezydenturę z Bronisławem Komorowskim, napisałem na tym blogu tekst, w którym pokazałem, jak to owe wybory zostały sfałszowane. Odezwał się na to mój serdeczny przyjaciel, komentator o nicku Lemming, i stwierdził, że ja nie mogę tak mówić, bo w momencie gdy dochodzi do fałszowania wyborów mamy do czynienia z tak zwanym „game changer”, a to jest coś, czego nasza cywilizacja nie jest w sani znieść. W tak zwanych miękkich dyktaturach można sobie pozwolić na wiele, kandydata do prezydentury można nawet zabić, ale wyborów się nie fałszuje. Sprawa zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w roku 2010 nigdy nie została wyjaśniona, natomiast dziś dowiadujemy się, że sześć lat później w Austrii sfałszowano wybory prezydenckie i teraz trzeba je będzie powtórzyć. Czy w tej sytuacji pojawi się tu ktoś, kto powie, że moje podejrzenia z roku 2010 to jakiś absurd i co najwyżej dowód moich kompleksów? Czy ktoś mi zacznie tłumaczyć, że żyjemy w cywilizowanej i zjednoczonej Europie, dla której przestrzeganie prawa oraz zasad demokracji stanowi wartość najwyższą, a pomysł, by w tym świecie mogło dojść do sfałszowania aktu wyborczego, to czysty absurd?

      Otóż doszliśmy do tego punktu właśnie. W Austrii odbyły się wybory prezydenckie i w obawie, że zwycięzcą może się okazać kandydat prawicowo-konserwatywnej części społeczeństwa, System postanowił wynik owych wyborów sfałszować. Powtórzę to raz jeszcze: w samym sercu nowoczesnej Europy doszło do fałszerstwa wyborczego i tego faktu nic już nie zmieni.

      To, z czym bowiem mamy do czynienia, to w rzeczy samej jest ów „game changer”, z tą drobną różnicą, że ci, którzy go opracowali, nie przewidzieli, że element, który oni uznali za nieistotny, czyli naród, nie da się z tej gry tak łatwo wyeliminować. Przyznam szczerze, że jest to wiadomość na tyle wstrząsająca, że ja się im nie dziwię, że najwyraźniej nie mają ochoty w ogóle na ten temat rozmawiać.

 

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresemwww.coryllus.pl, gdzie można kupować wszystkie moje książki.

      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka