Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1226
BLOG

"Wy tu sobie blogi jakieś urządzacie, a ja gorę"

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Rozmaitości Obserwuj notkę 11

     Wypadło tak, że dziś będziemy czytać mój kolejny felieton dla „Warszawskiej Gazety”, której najświeższe wydanie ukazało się wczoraj. Polecam i jedno i drugie.

 

      Jak widzieliśmy to na własne oczy, doszło właśnie do zdarzenia podwójnie historycznego, a mam tu na myśli przede występ Lecha Wałęsy na pogrzebie Danuty Siedzikówny oraz Feliksa Selmanowicza w stroju plażowym, oraz demonstracyjne wyjście z odprawianej w gdańskiej bazylice uroczystej Mszy Świętej. Jestem pewien, że wydarzenie to będzie komentowane jeszcze przez jakiś czas i zapewne trafi do podręczników najnowszej historii Polski, ja bym jednak nie chciał ani samego incydentu, ani tym bardziej wyjaśnień samego Wałęsy, w jakikolwiek sposób komentować, natomiast pragnę opowiedzieć pewną historię, historię bardzo adekwatną i jak najbardziej prawdziwą.

      Proszę sobie wyobrazić, że w pewnej niewielkiej miejscowości gdzieś w Polsce jeszcze w początkach PRL-u postanowiono postawić ośrodek wczasowy dla pracowników banków. Nic takiego, normalny blok mieszkalny, przypominający bardziej hotel robotniczy, niż ośrodek wypoczynkowy z prawdziwego zdarzenia, jednak przez kolejne lata, dzieci bankowców przyjeżdżały tam na wakacyjny wypoczynek. Kiedy PRL spotkał zasłużony koniec, pojawiły się banki jak najbardziej prawdziwe, a wraz z nimi pewne szczególne zjawisko socjologiczne, którego aspiracje akurat nie obejmowały ośrodka wczasowego wybudowanego gdzieś w Polsce u narodzin PRL-u i nasz ośrodek najpierw stał pusty, a następnie zaczął zwyczajnie niszczeć. Kiedy wydawało się, że tam już pies z kulawą nogą nie zawita, lokalna diecezja zadeklarowała, że może się ośrodkiem zaopiekować, no i przejęła go z całym dobrodziejstwem inwentarza, po krótkim czasie przekształcając go w popularny ośrodek rekolekcyjny.

       I wszystko byłoby bardzo pięknie, gdyby nie liczne świadectwa uczestników kolejnych rekolekcji, że po korytarzach budynku krąży zbłąkana dusza, czyli tak zwany popularnie duch. W odpowiedzi na powtarzające się relacje ludzi na tyle emocjonalnie opanowanych, by nie dać się ponieść astrologicznym szaleństwom, a jednocześnie też na tyle pobożnych, by wiedzieć, że to co widzimy, to jeszcze nie wszystko, przeprowadzono dogłębne śledztwo, obejmujące również rozmowy z miejscową ludnością i okazało się, że długoletnim kierownikiem owego ośrodka był człowiek zły i występny, choć dla ówczesnej władzy niewątpliwie zasłużony. Problemem owego człowieka było jednak to, że za żonę miał kobietę dobrą i pobożną, która jakimś cudem go zmusiła, by z nią regularnie uczestniczył w niedzielnej Mszy Świętej. I oto ów człowiek zły i występny, owszem, pojawiał się w każdą niedzielę w kościele, jednak niezmiennie, tuż przed Przeistoczeniem, kaszląc głośno, tupiąc i przesuwając krzesła, kościół demonstracyjnie opuszczał. Po pewnym czasie stało się to stałym rytuałem: towarzysz kierownik z małżonką zasiadali w ławce, spokojnie znosili kolejne minuty, a tuż przed Przeistoczeniem, kierownik wstawał i hałasując wychodził.

       I tu również proszę nie oczekiwać ode mnie jakiegokolwiek komentarza. Ani na temat wiarygodności opowiedzianej historii, ani też jej związku z Lechem Wałęsą i tym, jak się ułożyło jego życie. Powiem tylko, że nie zdziwię się, jeśli kamienica, w której znajduje się jego biuro, po jego śmierci zostanie oddana komuś za symboliczną złotówkę.

 

Stale przypominam, że księgarnia pod adresemwww.coryllus.pl jest czynna 24 godziny na dobę, a w niej nie tylko moje książki.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości