Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
5467
BLOG

Jak zapadłem na Zespół Aspergera

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 46

        Muszę się czymś, nie po raz pierwszy tutaj zresztą, pochwalić. Otóż pewna moja koleżanka, z którą kiedyś chodziłem do jednej klasy i bardzo się tam lubiliśmy, jest dziś wiceprezesem wielkiej firmy farmaceutycznej o nazwie Pfizer, i to nie gdzieś w jednym z jej wielu oddziałów na świecie, ale w samym centrum, czyli w Filladelfii. Spotkaliśmy się tu dość niedawno i kiedy tak sobie rozmawialiśmy o życiu, a skoro o życiu, to i o życiu rodzinnym i o dzieciach, opowiedziała mi moja koleżanką, że jej syn, dziecko niemal pod każdym względem wybitne, cierpi na schorzenie opisane pod nazwą Zespół Aspergera, a które stanowi swoistą odmianę autyzmu. Powiem szczerze, że wcześniej o tym czymś nie słyszałem, ale koleżanka, która jest lekarzem i zna się na różnych chorobach, wyjaśniła mi że ów Zespół Aspergera stanowi zjawisko bardzo popularne na świecie, że cierpi na niego wiele prawdziwie wybitnych osób, w tym Bill Gates, Mark Zuckerberg i szereg innych, może równie zasłużonych, osobistości, no i że – mówiąc bardzo ogólnie – sprowadza się ono do tego, że ofiara jest do tego stopnia skupiona na własnych myślach, że na ogół świat zewnętrzny nie ma z nią kontaktu. A myśli te potrafią być dla większości z nas wręcz nieprzeniknione. Próbując przybliżyć mi problem w sposób maksymalnie obrazowy, koleżanka opowiedziała mi, że ów „asperger” realizuje się choćby tak, że gdybyśmy na przykład jej wybitnego syna wzięli ze sobą do restauracji, mogłoby się zdarzyć, że ono by mi bez pytania zabrało telefon, lub talerz z jedzeniem i się zgodnie ze swoim życzeniem obsłużyło.

      Ja oczywiście wysłuchałem tej historii z uwagą i bez zbędnych komentarzy, nie mogłem jednak nie pomyśleć sobie, że czasy się rzeczywiście zmieniają. Kiedy my, a więc również i moja koleżanka, chodziliśmy do szkoły, dziecko które nie było w stanie się odpowiednio skupić na świecie zewnętrznym, było traktowane z całą surowością szkolnego obyczaju, zarówno przez nauczycieli, jak i kolegów i nikomu doprawdy nie przyszło do głowy się zastanawiać, czy nie mamy przypadkiem do czynienia z kwitnącym geniuszem. Ale przecież nie mam tu tylko na myśli szkoły. Chodzi o zachowanie wszelkiego rodzaju, a więc i w domu i na ulicy, a nawet w kościele. Parę dni temu ktoś na Twitterze zacytował znanego księdza nazwiskiem Badeni, który na pytanie, jak traktować dzieci, które źle się podczas Mszy Świętej biegają po całym kościele i wrzeszczą, wyjaśnił z dobrotliwym usmiechem, że dzieci się tak zachowują, bo wiedzą, że Pan Bóg jest wszędzie. Na to inny ksiądz, stale obecny na Twitterze, Janusz Chyła, zwrócił uwagę, że w operze, czy w filharmonii Pan Bóg też jest wszędzie, a mimo to tam dzieci albo siedzą spokojnie, albo są wyprowadzane. A ja myślę, że ta rozmowa pokazuje nam trochę zawiłość problemu.

     Weźmy mnie. Ja wprawdzie byłem dzieckiem niezwykle grzecznym i w życiu by mi nie przyszło do głowy, by zrobić coś, czego robić nie wypada, a więc na przykład zabrać komuś talerz z obiadem, że nie wspomnę biegania po kościele podczas Mszy. Przyznaję natomiast, że do tego stopnia byłem skupiony na świecie wewnętrznym, że szkolni koledzy mnie zdecydowanie lekceważyli i na prywatki nie zapraszali, dziewczyny traktowały z pobłażaniem, a nauczyciele uważali za głupka, co sprawiło, że na pierwszy semestr w liceum miałem siedem ocen niedostatecznych, a na koniec roku dwie poprawki, z geografii i z fizyki. I nikomu w życiu nie przyszło do głowy pomyśleć, że ja cierpię na autyzm, czy choćby skromny Zespół Aspergera, a kiedyś zostanę wybitnym pisarzem.

       Ktoś się zapyta, skąd mi to wszystko przyszło nagle do głowy. Mamy debatę w Parlamencie Europejskim na temat Polski, warszawską aferę z wykupywaniem kamienic, z zamordowaną Jolantą Brzeską w tle, a jeśli ktoś się nie interesuje polityką, to i kompromitująca porażkę Legii z Borussią Dortmund, a ja nagle się zastanawiam nad tym, czy cierpię na Zespół Aspergera, czy nie. Otóż prawda jest taka, że ja faktycznie byłem skupiony na problemie filmu o Smoleńsku, gdy nagle w Internecie trafiłem na informację, że Microsoft – cytuję – wprowadza „unique program to hire and support employees with autism,co oznacza – objaśniam to przede wszystkim ze względu na mojego kolegę Coryllusa, który języków obcych nie posiada, a o którym tu jeszcze będzie mowa – że Microsoft uruchamia program zatrudniania w firmie osób, podobnie jak sam szef, autystycznych. I pewnie jednak nie zwróciłbym na te informacje uwagi, gdyby nie to, że ilustracją do niej była kostka Rubika, z oczywistą intencją, że oto przed nami coś, czym się bawią owi wariaci.

       Gdy idzie jednak o ową kostkę Rubika, to ja nie mam wątpliwości co do tego, że tam nie ma szczególnych tajemnic od czasu, gdy przez pewien czas odpracowywałem zastępstwo w pewnym gimnazjum w Świętochłowicach, gdzie miałem ucznia pierwszoklasistę, który ową kostkę za każdym razem układał w 15 sekund, a na moje pytanie, dlaczego nie potrafi tego zrobić w 10 sekund, odpowiadał, że aby to zrobić, musiałby się nauczyć kolejnych 45 algorytmów, a mu się nie chce. A zapewniam, że to nie był wariat, który, gdybyśmy go wzięli do restauracji, to by nam bez pytania wypił piwo, zagryzł kotletem, a potem z naszego telefonu wysłał esemesa do innego wariata. To było normalne, bardzo grzeczne, idealnie opanowane i niezwykle miłe dziecko z Rudy Śląskiej, czy Chorzowa. I co? Ja mam teraz uznać, że jeśli ktoś potrafi ułożyć kostkę Rubika, to może aplikować do Microsoftu?

      Już za chwilę będę zmierzał do końca, ale zanim to nastąpi, chciałbym zwrócić uwagę na to co nam tu od pewnego czasu pokazuje wspomniany Coryllus. Otóż ja go znam od wielu już lat i nie mogę się nadziwić, jaką ten człowiek ma pamięć. I do tego, by ów fakt docenić, nie trzeba nawet czytać jego fantastycznych wspomnień z dzieciństwa pod tytułem „Dzieci PRL-u”, gdzie wspomina kolejne programy z udziałem Adama Słodowego i opowiada, co przedstawiały obrazki na kolejnych prospektach. Wystarczy zajrzeć do jego niedawnej notki i poczytać recenzję z filmu pod tytułem „Con Amore”, włącznie z cytowaniem dialogów. Ja zapytałem Coryllusa, jak on to robi, że pamięta tak dawne czasy, a on tylko wzruszył ramionami i odpowiedział, że widział ten film dwa razy, więc trudno było zapomnieć.

       A ja dziś już wiem, że to jest autyzm. Coryllus cierpi na autyzm i stąd ten jego –  powszechnie uznany – sukces. Ale to, że po tych wszystkich latach dziadowania i ja się jakoś wykaraskałem, to też nie może być wynikiem niczego więcej, jak autyzmu.

      Skoro się zgadało o kostce Rubika, zapraszam na film… no i w swoim i Coryllusa imieniu aplikuję do Microsoftu.

Książki, jak zawsze są do nabycia w księgarni na stroniewww.coryllus.pl. Zapraszam z czystym sumieniem.

     

      

      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości