Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
2645
BLOG

Onet opłakuje zmarłą siatkarkę, czyli powrót do piekła

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 10

       Przy okazji debaty na temat aborcji (której to już w ciągu minionych 25 lat?) powrócił nagle temat wybitnej polskiej siatkarki Agaty Mróz, która dziś naturalnie jest już osobą całkowicie zapomnianą, swego czasu natomiast przez parę tygodni była pierwszą gwiazdą reżimowych mediów. O co poszło? Otóż u Agaty Mróz, która była wówczas w zaawansowanej ciąży, zdiagnozowano białaczkę i poinformowano ją, że albo zachowa ciążę, albo szansę na przeżycie. Agata Mróz wybrała życie, urodziła dziecko, następnie poddała się zabiegowi przeszczepienia szpiku kostnego i po dwóch tygodniach zmarła. Oczywiście gest Agaty Mróz powinien pozostać w naszej pamięcią na zawsze, a ona sama zasługuje na to, by trwać jako symbol walki o życie właśnie, a nie o śmierć, choć jednak trudno w to uwierzyć, ona nawet nie dostała na to szansy. Chciałbym więc dziś przypomnieć swój tekst z tamtych jeszcze dni. Bardzo proszę posłuchać.

 

 

      Agata Mróz, zmarła niedawno polska siatkarka, została pochowana.

      Właśnie się dowiedziałem, że onet.pl zajął już odpowiednie pozycje. Oto informacja, która ukazała się w słynnym już portalu:

       „Przedstawiciel prezydenta RP przekazał rodzinie Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, przyznany Agacie Mróz pośmiertnie. Mąż siatkarki Jacek Olszewski powiedział jednak, że nie może go przyjąć, a jego zdaniem należy się on tym, którzy ratują życie, czyli lekarzom z kliniki hematologii. Zebrani w kościele i przed świątynią przyjęli to oklaskami.

       - Uważam, że Agata nie powinna być wykorzystywana w taki sposób, że dopiero w chwili śmierci dostała ten order. Ja jako mąż, może ktoś powie, że jestem niewdzięczny, ale nie mogę przyjąć tego orderu, ponieważ złamałabym w dniu pogrzebu Agaty po pierwsze moje przekonania, a po drugie - zdradziłbym ideały Agaty - mówił podczas pogrzebu Jacek Olszewski”.

      Wydawało się, że, pomijając samą śmierć – śmierć okropną, jak każda śmierć, a jeszcze bardziej okropną, bo w tak młodym wieku i w takich okolicznościach – nie stało się nic szczególnego. Kiedy umiera ktoś jakkolwiek zasłużony, tak się zwykle dzieje, że ci którzy są od tego – w tym wypadku Prezydent Państwa – honorują czasem zmarłą osobę odpowiednim orderem. Tak było zawsze i wszędzie, i tego typu gesty nie budziły niczyjego zdziwienia, ani już tym bardziej oburzenia.

      Niestety, nie żyjemy ani „zawsze”, ani tym bardziej „wszędzie”, ale w miejscu tak bardzo szczególnym i w czasach tak bardzo szczególnych, a jednocześnie w pewnym sensie tak strasznie schamiałych, że nawet nie bardzo się dziwimy, gdy po raz kolejny, tylko po to, żeby wykonać określone polityczne, czy też socjologiczne zadania, można wykorzystać nawet śmierć.

       O cóż chodzi? Przez ostatnie dni życia Agaty Mróz, sama jej osoba i jej tragiczna walka o życie stały się takim samym elementem najbardziej ohydnej kampanii medialnej, w sposób najbardziej obrzydliwy zanurzonej w tym, co stanowi idealnie skonstruowaną kulturę pop. Dzień w dzień postać, Agaty Mróz była przedstawiana na ekranach telewizorów i na stronach najbardziej krwiożerczych tabloidów bez najmniejszej litości. Oglądaliśmy Agatę uśmiechniętą, Agatę płaczącą, Agatę smutną, Agatę śpiącą, Agatę spacerującą z mężem, Agatę siedzącą z mężem na ławeczce. Oglądaliśmy Agatę Mróz z bliska i z ukrytych kamer. Agatę Mróz zza szyby i Agatę Mróz zza krzaka i zza drzewa. Wzruszaliśmy się zdjęciami Agaty w kolorze i w czerni i bieli.

      Dlaczego zorganizowano nam takie wzruszenia? Otóż dla samych wzruszeń. Dla zwykłej tabloidalnej satysfakcji. Dla zaspokojenia naszego najbardziej prymitywnego pragnienia, „żeby coś się wreszcie stało”.

       Oglądałem Agatę Mróz, jak spała, jak mówiła, jak jej twarz i jej głos wyrażały smutek, zmęczenie i jak umierała. I zastanawiałem się, jak można było na to pozwolić. No a przede wszystkim, kto na to pozwolił. I czekałem z przerażeniem, jak nad szpital, w którym toczyła się walka o Agatę Mróz nadleci Błękitny 24. A później, już całkowicie oszołomiony, patrzyłem, jak telewizja TVN 24 pokazuje konferencję prasową męża zmarłej dziewczyny. Oszołomiony, bo nagle zdałem sobie sprawę, że to jest dzień śmierci żony i matki i że to wszystko, co poprzedziło ten dzień, ta cała medialna zabawa we wzruszenia, miała przecież dwóch autorów, mianowicie media i tego kogoś, kto mediom na to wszystko przez ten cały czas pozwalał. Postawę mediów rozumiem. Nienawidzę jej, jestem nią absolutnie porażony, ale rozumiem. To są te czasy i to są te cele i to jest to okrucieństwo. Ale ktoś media do tego szpitala wpuścił, ktoś ich stale tam witał, ktoś tych reporterów zapraszał. I znów wraca pytanie. Dlaczego? I tego nie wiem. Nie wiem, dlaczego.

       No a dziś Agata Mróz została pochowana. Niedługo polscy piłkarze nożni wrócą może do domu z Austrii, a my zajmiemy się wykańczaniem siebie nawzajem, bo, jak wiemy, to nam najlepiej wychodzi. O Agacie Mróz zapomnimy, tak jak zapomnieliśmy o wielu tych, którzy zmarli.

       W czasach zarabiania pieniędzy i leczenia nerwic w supermarketach, jak to kiedyś pięknie określił Krzysztof Kłopotowski, wzruszać się można, ale trudno się wzruszać wiecznie, a już naprawdę trudno się jest wzruszać wciąż tym samym. Jednak ten czas, który nam pozostał, można jeszcze wykorzystać. Pan Jacek Olszewski już wcześniej udowodnił, że chętnie służy pomocą. Onet wykona resztę. No i poprosi o oklaski.

 

Dziś rozpoczynają się Śląskie Targi Książki. Tak jak w zeszłym roku, odbywać się one będą w pięknym budynku Międzynarodowego Centrum Konferencyjnego i tak jak w zeszłym roku Coryllus i ja będziemy tam siedzieć od rana do wieczora i czekać na Czytelników. Wśród tytułów, które będziemy prezentować, znajdą się też ostatnie trzy egzemplarze mojej pierwszej książki, zatytułowanej „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”, z której pochodzi powyższy tekst. Zapraszam serdecznie. Od dziś do niedzieli. Od 10.00 do 18.00. Stoisko nr 12.       Przy okazji debaty na temat aborcji (której to już w ciągu minionych 25 lat?) powrócił nagle temat wybitnej polskiej siatkarki Agaty Mróz, która dziś naturalnie jest już osobą całkowicie zapomnianą, swego czasu natomiast przez parę tygodni była pierwszą gwiazdą reżimowych mediów. O co poszło? Otóż u Agaty Mróz, która była wówczas w zaawansowanej ciąży, zdiagnozowano białaczkę i poinformowano ją, że albo zachowa ciążę, albo szansę na przeżycie. Agata Mróz wybrała życie, urodziła dziecko, następnie poddała się zabiegowi przeszczepienia szpiku kostnego i po dwóch tygodniach zmarła. Oczywiście gest Agaty Mróz powinien pozostać w naszej pamięcią na zawsze, a ona sama zasługuje na to, by trwać jako symbol walki o życie właśnie, a nie o śmierć, choć jednak trudno w to uwierzyć, ona nawet nie dostała na to szansy. Chciałbym więc dziś przypomnieć swój tekst z tamtych jeszcze dni. Bardzo proszę posłuchać.

 

 

      Agata Mróz, zmarła niedawno polska siatkarka, została pochowana.

      Właśnie się dowiedziałem, że onet.pl zajął już odpowiednie pozycje. Oto informacja, która ukazała się w słynnym już portalu:

       „Przedstawiciel prezydenta RP przekazał rodzinie Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, przyznany Agacie Mróz pośmiertnie. Mąż siatkarki Jacek Olszewski powiedział jednak, że nie może go przyjąć, a jego zdaniem należy się on tym, którzy ratują życie, czyli lekarzom z kliniki hematologii. Zebrani w kościele i przed świątynią przyjęli to oklaskami.

       - Uważam, że Agata nie powinna być wykorzystywana w taki sposób, że dopiero w chwili śmierci dostała ten order. Ja jako mąż, może ktoś powie, że jestem niewdzięczny, ale nie mogę przyjąć tego orderu, ponieważ złamałabym w dniu pogrzebu Agaty po pierwsze moje przekonania, a po drugie - zdradziłbym ideały Agaty - mówił podczas pogrzebu Jacek Olszewski”.

      Wydawało się, że, pomijając samą śmierć – śmierć okropną, jak każda śmierć, a jeszcze bardziej okropną, bo w tak młodym wieku i w takich okolicznościach – nie stało się nic szczególnego. Kiedy umiera ktoś jakkolwiek zasłużony, tak się zwykle dzieje, że ci którzy są od tego – w tym wypadku Prezydent Państwa – honorują czasem zmarłą osobę odpowiednim orderem. Tak było zawsze i wszędzie, i tego typu gesty nie budziły niczyjego zdziwienia, ani już tym bardziej oburzenia.

      Niestety, nie żyjemy ani „zawsze”, ani tym bardziej „wszędzie”, ale w miejscu tak bardzo szczególnym i w czasach tak bardzo szczególnych, a jednocześnie w pewnym sensie tak strasznie schamiałych, że nawet nie bardzo się dziwimy, gdy po raz kolejny, tylko po to, żeby wykonać określone polityczne, czy też socjologiczne zadania, można wykorzystać nawet śmierć.

       O cóż chodzi? Przez ostatnie dni życia Agaty Mróz, sama jej osoba i jej tragiczna walka o życie stały się takim samym elementem najbardziej ohydnej kampanii medialnej, w sposób najbardziej obrzydliwy zanurzonej w tym, co stanowi idealnie skonstruowaną kulturę pop. Dzień w dzień postać, Agaty Mróz była przedstawiana na ekranach telewizorów i na stronach najbardziej krwiożerczych tabloidów bez najmniejszej litości. Oglądaliśmy Agatę uśmiechniętą, Agatę płaczącą, Agatę smutną, Agatę śpiącą, Agatę spacerującą z mężem, Agatę siedzącą z mężem na ławeczce. Oglądaliśmy Agatę Mróz z bliska i z ukrytych kamer. Agatę Mróz zza szyby i Agatę Mróz zza krzaka i zza drzewa. Wzruszaliśmy się zdjęciami Agaty w kolorze i w czerni i bieli.

      Dlaczego zorganizowano nam takie wzruszenia? Otóż dla samych wzruszeń. Dla zwykłej tabloidalnej satysfakcji. Dla zaspokojenia naszego najbardziej prymitywnego pragnienia, „żeby coś się wreszcie stało”.

       Oglądałem Agatę Mróz, jak spała, jak mówiła, jak jej twarz i jej głos wyrażały smutek, zmęczenie i jak umierała. I zastanawiałem się, jak można było na to pozwolić. No a przede wszystkim, kto na to pozwolił. I czekałem z przerażeniem, jak nad szpital, w którym toczyła się walka o Agatę Mróz nadleci Błękitny 24. A później, już całkowicie oszołomiony, patrzyłem, jak telewizja TVN 24 pokazuje konferencję prasową męża zmarłej dziewczyny. Oszołomiony, bo nagle zdałem sobie sprawę, że to jest dzień śmierci żony i matki i że to wszystko, co poprzedziło ten dzień, ta cała medialna zabawa we wzruszenia, miała przecież dwóch autorów, mianowicie media i tego kogoś, kto mediom na to wszystko przez ten cały czas pozwalał. Postawę mediów rozumiem. Nienawidzę jej, jestem nią absolutnie porażony, ale rozumiem. To są te czasy i to są te cele i to jest to okrucieństwo. Ale ktoś media do tego szpitala wpuścił, ktoś ich stale tam witał, ktoś tych reporterów zapraszał. I znów wraca pytanie. Dlaczego? I tego nie wiem. Nie wiem, dlaczego.

       No a dziś Agata Mróz została pochowana. Niedługo polscy piłkarze nożni wrócą może do domu z Austrii, a my zajmiemy się wykańczaniem siebie nawzajem, bo, jak wiemy, to nam najlepiej wychodzi. O Agacie Mróz zapomnimy, tak jak zapomnieliśmy o wielu tych, którzy zmarli.

       W czasach zarabiania pieniędzy i leczenia nerwic w supermarketach, jak to kiedyś pięknie określił Krzysztof Kłopotowski, wzruszać się można, ale trudno się wzruszać wiecznie, a już naprawdę trudno się jest wzruszać wciąż tym samym. Jednak ten czas, który nam pozostał, można jeszcze wykorzystać. Pan Jacek Olszewski już wcześniej udowodnił, że chętnie służy pomocą. Onet wykona resztę. No i poprosi o oklaski.

 

Dziś rozpoczynają się Śląskie Targi Książki. Tak jak w zeszłym roku, odbywać się one będą w pięknym budynku Międzynarodowego Centrum Konferencyjnego i tak jak w zeszłym roku Coryllus i ja będziemy tam siedzieć od rana do wieczora i czekać na Czytelników. Wśród tytułów, które będziemy prezentować, znajdą się też ostatnie trzy egzemplarze mojej pierwszej książki, zatytułowanej „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”, z której pochodzi powyższy tekst. Zapraszam serdecznie. Od dziś do niedzieli. Od 10.00 do 18.00. Stoisko nr 12.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka