Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
3040
BLOG

Od Krakowa zajeżdża siarką

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 29

       My tu się modą ze zrozumiałych względów nie zajmujemy – ostatni i chyba jedyny raz, jak pisałem tu na ten temat, to ten wiele lat temu na temat akcji firmy Cropp pod nazwą „obciągamy guziki”– i oto, okazuje się, że słynne zawołanie naszego noblisty „the times they are a-changing” zrealizowało się w postaci parodii. Jak się okazuje, znana jak się zdaje firma odzieżowa o nazwie Reporter zmieniła właściciela, przyjęła nazwę Medicine, a konkretnie Medicine Everyday Therapy i postanowiła pójść w biznes, gdzie seks, a już zwłaszcza dowcipy na temat obciągania dziurek, są zwyczajnie nudne, a to co pozostaje, to porządny, solidny satanizm. Oto nowa marka przedstawiła unikalną linię strojów, w których estetycznym centrum znajduje się prosty i bezdyskusyjny wizerunek Diabła, zaprezentowany przy pomocy bardzo charakterystycznej grafiki. I nie chodzi w żaden sposób o to, co znamy choćby z okładek heavy metalowych płyt, czyli o te krzyże, odwrócone pentagramy, czy ową charakterystyczna czerń. Tam oczywiście, jeśli rzucimy okiem na całość tej oferty, owszem, znajdziemy te wszystkie czaszki i groby, to jednak co się tam pojawia w jednym i tylko jednym momencie, a co możemy jak najbardziej zobaczyć na tych T-shirtach, to dosłowny i jednoznaczny Diabeł.

      Żeby nie tworzyć niepotrzebnego napięcia, kiedy sytuacja jest naprawdę poważna, przedstawiam odpowiedni obrazek:

Od Wschodu zajeżdża siarką

       Myśmy tu próbowali przez parę dni odcyfrować to, co oni tam postanowili uczcić i powiem szczerze, że w pewnym momencie wydawało się, że te usiłowania skończą się porażką. I oto nagle okazało się, że JEST! Oto mamy odpowiedź. Okazuje się, że firma Medicine na swoich koszulkach umieściła ilustrację „Boskiej Komedii” Dantego autorstwa włoskiego artysty nazwiskiem Cornelis Galle, a stanowiącą powtórzenie wcześniejszego obrazu niejakiego Lodovico Cardi, znanego jako Cigoli, a przedstawiającego Lucyfera. Jak się przy tym dowiadujemy, ów wizerunek jest o tyle wyjątkowy, że przede wszystkim ukazuje Lucyfera w jego pełnej postaci, co w ówczesnej sztuce podobno stanowiło rzadkość, ale też w trzech wyobrażeniach, a więc demona o trzech twarzach, aseksualnego człowieka, oraz drapieżcy. Oto kolejny obrazek:

Od Wschodu zajeżdża siarką

 

Ktoś powie, że tu nie ma o czym gadać, bo tego całego Medicine nikt tak naprawdę nawet nie zna i jedynym efektem tego tekstu będzie to że wszyscy się rzucą do lokalnych galerii i zaczną się rozglądać za odpowiednim sklepem. Otóż jest jednak tak, że my tu nikogo do niczego nie musimy zachęcać. Sieć Medicine ma już wystarczająco solidną pozycję na rynku, by nasza opinia na ich temat nie miała najmniejszego znaczenia. Oni mają swoje sklepy we wszystkich ważniejszych punktach w kraju, sąsiadując z takimi markami jak Zara, czy Orsey. Natomiast, owszem, możemy tu sobie na jej temat porozmawiać. A nie ma wątpliwości, że jest o czym. Otóż to co robi wrażenie, to fakt że owa kolekcja – jak się należy domyślać, związana z minionym już szczęśliwie świętem Hallowe’en – została nagle uzupełniona nie przez jakieś nudne do porzygania trumny, czy głupie kościotrupy, lecz przez obraz samego Lucyfera, którego jeśli ktoś dotychczas miał ochotę szukać, to z całą pewnością nie na T-shirtach. Przepraszam bardzo, ale w jaki sposób jacyś ukraińscy projektanci mody nagle mieli się okazać specjalistami od średniowiecznej sztuki sakralnej? Czy nie jest bowiem tak, że oni w pierwszej kolejności byli owymi specjalistami, a dopiero potem wzięli się za biznes odzieżowy? Czy nie jest tak, że ta akurat koszulka to gest przede wszystkim pod adresem prawdziwych fanów?

       Ukraińscy? Otóż to. Jak się okazuje, firma Medicine to biznes, który do nas zawitał prosto z Ukrainy. A oto pełna informacja:

       No i skoro dotarliśmy już aż tak daleko, to powiedzmy sobie jedną, z całą pewnością wartą uwagi, rzecz. Biorą się za nas lepsi szatani. I niech nam się nie wydaje, że tu chodzi o politykę. Polityka tu nie ma nic do rzeczy. No może tylko trochę, jeśli rzucimy okiem na ów adres: ul. Na Zjeździe 11, 30 - 527 Kraków. Tak się jakoś ostatnio składa, że człowiek otwiera lodówkę, a tam… Kraków.

 

Przypominam, że moje książki są niezmiennie do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl.

 

 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka