Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1433
BLOG

I tak się kończy ich świat, nie hukiem, lecz skomleniem

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

       Dziś trochę zgodnie z tradycją, bo skoro jest piątek, to znaczy, że ukazuje się kolejny numer „Warszawskiej Gazety”, no a skoro „Warszawska Gazeta”, to i mój kolejny felieton i dobry czas, by go przedstawić tu na blogu. No ale też temat nam, jak to się mówi, „siadł”, skoro wczoraj zastanawialiśmy się nad stanem, w jakim znalazła się nasza opozycja, a ów felieton może stanowić dobre tamtych refleksji uzupełnienie. W dodatku jeszcze wczoraj wieczorem obejrzałem sobie na youtubie fragment programu telewizji Superstacja pod tytułem „Krzywe zwierciadło”, w którym Tomasz Jastrun i niejaki Kuba Wątły rozmawiają o polityce, a więc o PiS-ie, i to było coś absolutnie cudownego. Otóż ów Wątły, który robił tam wrażenie prowadzącego, albo pijany, albo zaćpany, zawzięcie próbował Jastruna rozśmieszyć, porównując PiS do gówna, którego on nie będzie jadł, Jastrun natomiast wyglądał, jakby miał się z rozpaczy za chwilę pobeczeć. Jak mówię, oni rozmawiali o PiS-ie, i powiem uczciwie, że chyba nigdy w jednym momencie tak jaskrawo nie ujrzałem stanu, w jakim ów obóz antypisowskiego protestu się dziś znajduje. Otóż to jest w tej chwili wyłącznie czarna rozpacz połączona z histerycznym rechotem, a wszystko zanurzone w katastrofalnej wręcz głupocie. To jest praktycznie to samo, co wczoraj w swoim komentarzu pod moim tekstem w Salonie24, napisał pewien fan mojego bloga: „Hi hi hi hi hi hi ty głupi noblizdo ha ha ha”. A więc, z jednej strony ponura wściekłość, a z drugiej ów pijany chichot.

       I to jest oczywiście bardzo zabawne patrzeć, jak oni nie potrafią przyjąć tego, co im spadło na łeb, jednocześnie jednak można się obawiać, że na tym to się nie skończy. Myśmy całe osiem lat cierpliwie znosili władzę, której nie chcieliśmy i do której czuliśmy czystą pogardę, ale też jakoś sobie radziliśmy, starając się zachować podstawową pogodę ducha i zwyczajnie ciesząc się życiem. Dzięki temu, dziś, po tych wszystkich latach, również potrafimy zachować do wszystkiego dobry dystans. Oni nie. Oni najwidoczniej uznali, że jedyne co im pozostaje, to zwariować. Przyglądajmy się więc im z zainteresowaniem, ale też z uwagą, bo niewykluczone, że przyjdzie moment, kiedy trzeba ich będzie zapakować w kaftany bezpieczeństwa. Miejmy tylko nadzieję, że gdy się zrobi naprawdę źle, ich już w całym kraju będzie zaledwie parę setek i będzie nam łatwo ich wszystkich w jeden dzień wyłapać.

     No a teraz już czytajmy „Warszawską”:

 

 

    Kiedy obserwuję powolny, lecz już chyba nieodwracalny, upadek Agory, a przy tej okazji przede wszystkim „Gazety Wyborczej” z przyległościami, przypomina mi się zakończenie słynnych „Wydrążonych ludzi” Eliota: „I tak się właśnie kończy świat. Nie hukiem, lecz skomleniem”.

    W czym rzecz? Otóż przez wiele długich lat, wydawało się, że przede wszystkim ów czarny projekt nigdy nie upadnie, no a jeśli nawet kiedyś w przyszłości przyjdzie mu się wycofać, to przede wszystkim po to, by ustąpić miejsca czemuś jeszcze straszniejszemu, no i że z całą pewnością owemu wydarzeniu towarzyszyć będą fajerwerki, jakich świat nie widział. Tymczasem okazuje się, że nie dość, że nie ma mowy o jakiejkolwiek podmianie, ale faktycznym upadku, to jeszcze ani nie widać fajerwerków, ani nie słychać nic, poza skomleniem właśnie.

      I to jest coś, w co trudno uwierzyć. Mamy ponad już ćwierćwiecze władzy wręcz nieograniczonej, wypełnionej dziesiątkami projektów, z których każdy bardziej znaczący od poprzedniego, a wszystko to firmowane nazwiskami ludzi, przed którymi na baczność stawali prezydenci, premierzy i ministrowie, by nie wspominać o pozostałych mediach. I oto wystarczyło ich odciąć od państwowych pieniędzy, by wszystko niemal w jednej chwili runęło. I, jak mówię, niemal bezszelestnie.

      Ale jest jeszcze coś, czego, moim zdaniem, nie byliśmy w stanie przewidzieć, a mianowicie tego, że oni wszyscy zaczną stopniowo popadać w najbardziej autentyczny obłęd. Najświeższym tego przykładem wydaje się być to, co postanowili zrobić redaktorzy „Dużego Formatu”, tygodniowego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Oto do swojej coraz bardziej beznadziejnej walki z rządem Prawa i Sprawiedliwości, Agora postanowiła zaangażować autorytet nie lada, czyli samego Niklasa Franka, syna Hansa, w latach 1939 – 1945 z krakowskiego Wawelu zarządzającego tak zwaną Generalną Gubernią. „Duży Format” poprosił Franka juniora, by ocenił obecną sytuację w Polsce i szanse, jakie dawny reżim ma na odzyskanie władzy i proszę posłuchać, w jaki sposób swoich polskich przyjaciół ów mędrzec pociesza:

      „Porównania do sytuacji Niemiec z lat 30. są zasadne. To niestety jest coraz bardziej widoczne. Polska zmierza w kierunku państwa wyznaniowego i autokratycznego. Pojawiają się tchórze pokroju mojego ojca, gotowi wiernie służyć reżimowi. By powstrzymać ten rząd, na ulicę muszą wyjść miliony. Wierzę, że dacie radę. Polacy to cudowny naród anarchistów. W latach 80. byłem dziennikarzem ‘Sterna’ i obserwowałem karnawał ‘Solidarności’. Robiłem wywiady z Wałęsą. Stałem pod Grobem Nieznanego Żołnierza i czytałem nazwy miejsc, gdzie Polacy toczyli bitwy. Ale dali radę. Obecnie jednak sytuacja w Polsce mnie przeraża. Nie czytam już całych tekstów o Polsce. Wystarczają mi nagłówki. Rządy PiS są wręcz niewyobrażalne. Czego oni chcą? Cofnąć Polskę? Zdusić w kraju wszelką dyskusję?

     Mam nadzieję, że mamy świadomość sytuacji. Syn gubernatora Franka zachęca Polaków, by wyszli na ulicę i obalili faszystowski rząd PiS-u, a jego słowa relacjonują redaktorzy „Wyborczej”. To nie jest huk – to skomlenie.

 

Zapraszam wszystkich do księgarni pod adresem www.coryllus.pli do kupowania moich książek.

 

 

 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura