Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1110
BLOG

Czy ośrodek w Gostyninie prenumeruje "Gazetę Wyborczą"?

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

      Zięć mój, którego, owszem, od pewnego czasu szczęśliwie posiadam, dziwi się, jak można każdego dnia pisać o czymś innym i jednocześnie mieć pewność, że to jest coś ważnego i ciekawego, a ja mu na to odpowiadam, że tematy wchodzą drzwiami i oknami. Od kilku dni choćby mam ich w głowie cztery, czy pięć, a ponieważ wiem, że nowy dzień z pewnością przyniesie coś nowego, większość z nich i tak musi pójść na straty. Oto wczoraj Coryllus napisał kolejny znakomity tekst o książkach, a ja sobie od razu pomyślałem, że przede wszystkim mógłbym go w ciekawy sposób skomentować osobną notką, ale też że od kilku dni wraca do mnie sprawa pewnej książki i jej autorki, o której też od jakiegoś czasu chcę napisać, jakby tego było mało, zaczepiony przeze mnie jakiś czas temu temat kary śmierci znalazł bardzo ciekawą kontynuację, no a w dodatku również wczoraj szczecińska prokuratura zabrała publicznie głos w sprawie porwania pewnej dwunastoletniej dziewczynki i owego porwania bardzo ponurym kontekście, no i cała rzecz polega na tym, że każdy ten temat mógłby zasługiwać na osobną notkę, gdyby nie to, że jutro też jest dzień i on też coś z pewnością przyniesie.

      W tej sytuacji pomyślałem sobie, że wspomnianą całość dziś puszczę w tak zwanym pakiecie i mam nadzieję, że wyjdzie z tego naprawdę solidna refleksja. Otóż już po tym jak napisałem tekst o seryjnym mordercy Trynkiewiczu, wpadła mi w ręce książka dziennikarki „Gazety Wyborczej” Justyny Kopińskiej pod tytułem „Polska odwraca oczy”, reklamowana zarówno na pierwszej, jak i czwartej stronie okładki w taki sposób, by nas nie pozostawić w wątpliwościach, że mamy do czynienia z prawdziwą rewelacją. Nowa książka najczęściej nagradzanej dziennikarki 2015 roku, Nagroda PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego, Wyróżnienie Radia ZET im. Andrzeja Woyciechowskiego, Nagroda ‘Newsweeka’ im. Teresy Torańskiej, Grand Press, Nagroda Dziennikarska Amnesty International – Pióro Nadziei, no i wreszcie informacja najważniejsza: „Kopińska jest pierwszą Polką, która otrzymała European Press Prize nazywaną europejskim Pulitzerem”, no a obok recenzja mistrza nad mistrzami, czyli Ewy Ewart.

      Pomysł Kopińskiej jest najprostszy z możliwych. Jak próbuję zgadywać, ona siedzi w domu, przegląda brukową prasę w poszukiwaniu najbardziej mięsistych kryminalnych historii skierowanych do najbardziej zdemoralizowanego czytelnika, a następnie opisuje swoje rozmowy z ich bohaterami tak by pokazać, że za każdą tragedią stoi człowiek i jego proste, a jednocześnie niezwykle skomplikowane życie. Najlepiej o tym, co tam się ma dziać w środku mogłyby świadczyć tytuły poszczególnych historii: „Oddział chorych ze strachu”, „Ten trup się nie liczy”, „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?”, „Biała bluzka. Tajemnica minister Zbrojewskiej”, „Spotkanie z Szatanem”, „Nie jestem psem. Narkotykowy układ w więzieniu w Płocku”. I co z tego? Otóż  nic z tego. Nawet na tym poziomie publicystycznego cwaniactwa Kopińska spada niżej, niż leży wszystko, co dotychczas miałem okazję czytać. I ja nie mówię ani o Krall, ani o Kapuścińskim, ani nawet o Jacku Hugo Baderze, czy jego kuplach-reportażystach z „Wyborczej”. Moim zdaniem ona jest gorsza nawet od autorów tekstów w „Fakcie”, czy „Super Expressie”, które ją zainspirowały do reporterskiego działania. I to dużo gorsza. Teksty w książce „Polska odwraca oczy” są tak straszliwie nieciekawe, tak źle napisane, tak kompletnie nikomu niepotrzebne, że ja sobie nie jestem w stanie wyobrazić, żeby ktokolwiek był w stanie to coś czytać zdanie po zdaniu przez dłużej niż minutę. No i na tym tle pojawia się ów „europejski Pulitzer”. Przepraszam bardzo, ale wszystko wskazuje na to, że tam już przestano nawet dbać o pozory.

      Ktoś się zapyta, co nam do tego. Otóż, jak się, nie po raz pierwszy zresztą, okazuje, nawet w śmieciach można znaleźć coś, co nam otworzy oczy i zachęci do refleksji, na jakie w życiu byśmy bez tego nie mogli sobie pozwolić. Oto okazuje się, że Justyna Kopińska, gdy tylko przeczytała gdzieś w prasie wiadomość o tym, że przebywający w ośrodku dla tak zwanych „bestii” Trynkiewicz, właśnie się ożenił, postanowiła się spotkać z kobietą, która za Trynkiewicza wyszła za mąż, no i pozwala jej gadać do woli. Gdyby ktoś się zastanawiał, jak to się stało, że ta nieszczęsna kobieta w ogóle Trynkiewicza poznała, to odpowiedź jak najbardziej jest. Jej koleżanka- socjolog, spotkała się z Trynkiewiczem w ramach jakiegoś zawodowego projektu, no i on ją tak zauroczył, że o swoich wrażeniach opowiedziała swojej przyjaciółce, a ta w tym momencie poczuła taki przypływ miłości do Trynkiewicza, że napisała do niego list, on jej odpisał wierszem i oni się w sobie z miejsca zakochali, a następnie wzięli ślub. Proszę posłuchać:
      „Teraz planujemy dziecko z Mariuszem. Na razie widzenia są w obecności strażników, więc nie mogliśmy skonsumować związku w pełny sposób, ale to jest wisienka na torcie.

      A mówiąc o torcie – na naszym ślubie był pyszny tort kawowy. Moja teściowa przywiozła też roladę śmietankową oraz serniczek. Dyrektor ośrodka w Gostyninie stanął na wysokości zadania. Oddał nam na uroczystość salę widzeń. Był stół nakryty zielonym obrusem, a przed nim ustawione krzesełka. Mariusz pięknie wyglądał w czarnych spodniach i śnieżnobiałej koszuli. Pani z urzędu stanu cywilnego była bardzo miła, nawet uściskała mamę.

      Po ślubie siedzieliśmy sobie przy stole jak w kawiarni. Mama powtarzała, jak bardzo jest szczęśliwa, że Mariusz się wreszcie ustatkował. […]

      A ja najchętniej krzyczałabym o naszej miłości, gdybym tylko miała dużo pieniędzy i nie bała się, że stracę pracę. Ale muszę być odpowiedzialna, bo przecież utrzymuje siebie, Kasię i Mariusza. W Gostyninie podopieczni dostają tylko podstawowe wyżywienie, a mój mąż lubi sobie podjeść. Wysyłam mu różne serki, wędliny oraz nikoretki, bo nadal rzuca palenie. Jestem dumna z bycia panią Trynkiewicz. […]

      Jak wreszcie będzie wolny, to pojedziemy w podróż poślubną do tego lasu w Piotrkowie Trybunalskim, który Mariusz tak kocha. To ten sam las, w którym Mariusz spalił ciała dzieci, ale Mariusz ma wiele innych wspomnień związanych z tym miejscem. Tam dorastał, jeździł na pierwszym rowerku, spacerował. Jako dziecko bardzo lubił spokój, który daje natura. Kochał zdjęcia, fotografował las o różnych porach dnia. Dlatego to miejsce kojarzy mi się z takim małym Mariuszkiem, jeszcze zanim został skrzywdzony. Nie zdajesz sobie sprawy, jaki ból czuje człowiek, gdy usłyszy wyrok śmierci. Wiem, że później Mariusz uniknął tej kary. Ale przez kilka miesięcy musiał żyć ze świadomością, że zostanie zabity, to okropna krzywda, której już mu nikt nie wynagrodzi. […]

      Mariusz nie jest psychopatą, ludzie nie biorą pod uwagę, że po pierwsze te zabójstwa były dawno, a po drugie, nie wiadomo, kim obecnie byłyby te dzieci. Może by wyrosły na zabójców lub złodziei. Kto włóczy się samotnie przy rzece w wieku kilkunastu lat? To jest dopiero brak odpowiedzialności! […] To była ich decyzja, że nie żyją”.

      No dobra, może już wystarczy. I tu wróćmy może to wczorajszego tekstu Coryllusa. Pisze on tak: „W gazowni wszyscy wiedzą, że pisarz to jest nikt. To jest kreatura, której się płaci, żeby na polecenie wypowiadała różne kwestie. I tacy są pisarze kreowani na Czerskiej i przez Czerską popierani”. A więc kiedy wiemy już, że mamy do czynienia z kreaturą, której się płaci, by na polecenie wypowiadała różne kwestie, pozostaje się już tylko zastanowić, jakie kwestie, w jakim celu i przede wszystkim, w jakim interesie? Ktoś powie, że interes jest taki, by wszyscy zobaczyli, że owa kobieta jest w sposób oczywisty psychicznie chora, i by odpowiednie służby się nią zainteresowały, bo ona jest chora w taki sposób, że lada chwila może kogoś zamordować. Otóż nic podobnego. Jedynym celem publikacji tego typu historii, jest to, by większość czytelników, i to zarówno tych gorzej, jak i lepiej wykształconych, poczuło do jej bohaterów czystą i niezruszoną sympatię. Nie łudźmy się. To co sobie na temat państwa Trynkiewiczów myślimy my, nie ma żadnego znaczenia, a co więcej książka Kopińskiej tak naprawdę nawet nie jest skierowana do nas. Jej celem jest poruszyć serca ludzi od nas znacznie, znacznie wrażliwszych.

       A zatem, kiedy znamy już cel, spróbujmy odkryć interes. I to jest odpowiedni moment, by przejść do wydarzenia, którym w ostatnich dniach trochę żyjemy, czyli do uprowadzenia tej dziewczynki ze Szczecina. Otóż, jak się dowiadujemy, porwanie zorganizował człowiek, skazany w roku 2009 na dziewięć lat więzienia za ciężkie pobicie dziecka. Dziewięć lat to nie w kij dmuchał, więc możemy się domyślić, że to pobicie to musiało być coś naprawdę dużego. I oto, jak się dalej okazuje, ów człowiek po siedmiu latach decyzją sądu został warunkowo wypuszczony na wolność i pierwsze co zrobił to skrzyknął jakieś towarzystwo i wspólnie uprowadzili tę dwunastolatkę. Słuchałem wyjaśnień rzecznika szczecińskiego sądu i dowiedziałem się, że tam wszystko odbyło zgodnie z prawem i zasadami: człowiek zachowywał się bez zarzutu, wielokrotnie był nagradzany za dobre zachowanie, no i oczywiście stale cieszył się znakomitymi opiniami psychologów. Nie było więc powodu, by go tam dłużej dręczyć. No a że czegoś niedopatrzono, któż z nas nie popełnia błędów?

      Jak już wiemy, dziewczynka szczęśliwie jest cała i zdrowa i jedyna większa krzywda, jaka ją spotkała, to to, że porywacze zmusili ją do picia alkoholu. Co by się stało, gdyby nie było tak dużego zaangażowania policji i ona by jeszcze jakiś czas pozostawała w rękach porywaczy, tego nie wiemy, ale zgadywać jak najbardziej możemy. Podobnie, jak możemy się domyślać, w jaki sposób spędzą wspomnianą poślubną wyprawę do swojego, przez obu już zapewne ukochanego, lasu Trynkiewicz i jego młoda żona, kiedy już psychologowie z ośrodka w Gostyninie wydadzą swoją opinię, a miły pan dyrektor podpisze odpowiedni papier. No i wreszcie możemy się też domyślić, że skoro już autorka „Gazety Wyborczej” postanowiła nam w tak wzruszający sposób przybliżyć ową niezwykłą wprost miłość, a jej opowieść zasypywana jest kolejnymi wyróżnieniami, musi to potwierdzać fakt, że tam wszystko jest realizowane zgodnie z oryginalnym poleceniem i już wkrótce nic nie stanie na przeszkodzie, by kiedy przyjdzie właściwy moment, państwo młodzi zaczęli realizować projekt podstawowy i najważniejszy.

      Wciąż jednak pozostaje bez odpowiedzi pytanie, co to za projekt, co to z plan i co to za interes. Tyle dobrego, że wiemy już czyj i w związku z tym też przynajmniej wiemy, w którą stronę mamy kierować wzrok.

 

Zapraszam jak zawsze do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura